ALEKSANDRA KOZŁOWSKA: Pod koniec 2021 r. burzę wywołał film „Nie patrz w górę” Adama McKaya. Leonardo DiCaprio, Jennifer Lawrence, Meryl Streep wcielają się w postaci obserwujące ostatnie dni Ziemi. Zniszczy ją kometa nieubłaganie zmierzająca w naszą stronę. Nie sądzisz, że metaforycznie ten film był też o architekturze?
MARCIN MATEUSZ KOŁAKOWSKI: O tak! (śmiech) DiCaprio i Lawrence świetnie oddali stan ducha, który często obserwuję u ludzi mówiących dziś o zrównoważonym budownictwie. Na zewnątrz próbują wpisać się w oficjalną rolę chłodnych naukowców, podczas gdy wewnątrz wszystko w nich krzyczy. Poglądy, które głoszą ludzie zatroskani środowiskiem, od lat są wyśmiewane, trywializowane, ignorowane i zagłuszane przez medialny szum. Nauka często jest konfrontowana z dyletanckimi wywodami hochsztaplerów, którzy w mediach „ciekawie” się prezentują.
Ropa zamiast ekologii
Kometę z „Nie patrz w górę” można interpretować jako zabójcze dla nas zmiany klimatyczne. Czy budownictwo naturalne i low-tech (architektura technologii niskozaawansowanych) to – trzymając się filmowej analogii – pocisk mogący zmienić tor nadciągającej katastrofy?
W low-tech i budownictwie naturalnym ogranicza się stosowanie materiałów, których produkcja wymaga dużo energii i przyczynia się do zanieczyszczeń i emisji gazów cieplarnianych. Używa się więc słomy, niewypalanej gliny, drewna, bambusu czy materiałów recyklingowych. Czy to odpowiedź na problemy ekologiczne w budownictwie? Myślę, że nie.
Bo to o wiele za mało jak na tak złożony problem. Budownictwo naturalne to pionierski teren, poligon eksperymentalny, który jak dotąd dotyczy w większości małej skali budynków.