Recenzja spektaklu: „Chłopki. Opowieść o nas i naszych babkach”, reż. Jędrzej Piaskowski
Trochę to przypomina odhaczanie kolejnych, aktualnie głośnych tematów, z wątkiem ukraińsko-wołyńskim i dzisiejszym zagrożeniem wojną na finał.
Trochę to przypomina odhaczanie kolejnych, aktualnie głośnych tematów, z wątkiem ukraińsko-wołyńskim i dzisiejszym zagrożeniem wojną na finał.
Dwugodzinny, rozpisany na 13-osobową obsadę, porządnie zrobiony i zagrany spektakl.
Monumentalne, pisane przez sześć dekad dzieło Goethego nieczęsto trafia na scenę, a jeszcze rzadsze są udane realizacje.
Ibsena cenimy raczej za inne sztuki, a „Peer Gynt” został unieśmiertelniony właściwie głównie dzięki powszechnie znanym i lubianym dwóm suitom, jakie stworzył z oryginalnej muzyki do spektaklu Edvard Grieg.
Rozbuchane jak warstwa wizualna przedstawienia ambicje twórców zaowocowały spektaklem płaskim jak Ziemia z jego tytułu.
Rzecz zdecydowanie powinni zobaczyć fani „Gry o tron”, mocno zresztą inspirowanej Szekspirem.
Część scen rozgrywa się na ołtarzu: tu ksiądz Grandier (Przemysław Kosiński) udziela sobie ślubu z Magdaleną, z którą wkrótce będzie miał dziecko.
Z przedstawienia wychodzi się oniemiałym i ze ściśniętym gardłem.
Bywa groteskowo, bywa dramatycznie, bywa krindżowo i odważnie, a najważniejsze, że całość, sądząc z reakcji podczas spektaklu, trafia do młodej widowni.
Przez trzy i pół godziny, oglądamy zrealizowane z rozmachem streszczenie dzieła Sienkiewicza.
Porywająca, zrealizowana z perfekcją, niepozbawiona humoru opowieść o uwolnieniu od wstydu i walce o własne miejsce w kraju, w sztuce, w historii.
Szczerość czyni ten spektakl niezwykle poruszającym.
Zaczyna się zaskakująco i obiecująco.
Trudno uznać „Metodę na serce” za dzieło w pełni udane.
Są wiejskie zaśpiewy, tańce i jest dziewczęcy pocałunek na tle rozkwitającej przyrody.
Temperaturę spektaklu podnosiła muzyczna interpretacja Yaroslava Shemeta.
Spektakl zostanie pokazany w lipcu gościnnie w Operze Bałtyckiej w ramach Baltic Opera Festival.
Ogląda się to czterogodzinne meandrowanie, z falującym, a czasem zawieszonym zainteresowaniem.
Hertmans przenosi Sofoklesa w realia arabskiej dzielnicy Brukseli.
Wierność reżysera frazie hrabiego Fredry zadowoli tradycjonalistów, współczesna inscenizacja – progresywistów, a Maciej Stuhr, świetny w roli Papkina bardziej melancholijnego niż groteskowego – jednych i drugich.