Inflacja w nowym roku wciąż nie odpuści – ceny wzrosną średnio o ok. 5 proc. Więcej zapłacimy za jedzenie, papierosy i odbiór śmieci, a na stabilne opłaty za prąd możemy liczyć tylko do jesieni. Być może za to stanieją wreszcie nieruchomości.
Na rynku nieruchomości coraz mniej kupujących, ale ceny nie chcą spadać. Przynajmniej te w ogłoszeniach i reklamach, bo w rzeczywistości część deweloperów i właścicieli jest już gotowych na negocjacje.
Kłopot z pustostanami jest też taki, że z jednej skrajności przeszliśmy w inną. Najpierw przez wiele lat nie zwracaliśmy na nie specjalnej uwagi. Teraz zaś rozpalają one wyobraźnię i jawią się jako cudowne remedium na bolączki naszego, rzeczywiście pełnego absurdów, rynku mieszkaniowego.
Gdyby w rządzie zasiadał cesarz Wespazjan, a w Polsce nie brakowało toalet publicznych, minister finansów mógłby zakrzyknąć: pecunia non olet. W obecnej sytuacji pozostaje negocjować w koalicji każdy miliard. Ale to nie pieniądze są największym problemem, a niezgodność co do obranego kursu.
Policja odkryła kolejne zwłoki na plebanii; premier o statusie tzw. neosędziów; antyrządowe protesty w Izraelu; projekt ustawy dotyczący wykorzystania pustostanów; 23 medale dla Polski na paralimpiadzie.
Najpierw śmieci, potem ogrzewanie, a teraz woda – przez kolejne fale podwyżek utrzymanie mieszkania kosztuje coraz więcej. To już ponad 20 proc. domowych budżetów. Czy opłaty mieszkaniowe muszą tak szybko rosnąć? I kto za to odpowiada?
Krzysztof Kukucki wprowadził 35-godzinny tydzień pracy w Urzędzie Miasta, wspiera walkę z bezpłatnymi stażami, ale przede wszystkim buduje mieszkania społeczne we Włocławku, a już wkrótce jego projekt obejmie całą Polskę.
Start tzw. Kredytu na start jest nie tylko mocno opóźniony, ale i coraz bardziej zagrożony. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet w samym rządzie jest coraz mniej jego zwolenników.
Pierwszym krokiem do uzdrowienia polskiego rynku mieszkaniowego jest uznanie, że mieszkanie spełnia fundamentalną potrzebą obywateli i nie powinno być powszechnym obiektem inwestycji, a tym bardziej spekulacji, które windują ceny.
Jeżeli sprawdzimy, ile lat pracy przy średniej pensji netto w danej stolicy, potrzeba do zakupu w mieście 75-metrowego mieszkania w średniej cenie (mediana), to w Europie znajdziemy tylko sześć stolic, gdzie mieszkania są droższe niż w Budapeszcie.