W sprawie Gruzji - kraju niewielkiego, ale o strategicznym położeniu - zaangażowane są interesy światowych potęg: Rosji, USA i Unii Europejskiej. Ten konflikt znów nasilił u nas obawy przed Rosją, które mamy we krwi. Czy jest się czego bać?
Historia lubi się przypominać: sierpień 2008 r. w Gruzji to zaledwie 40 lat po sierpniu 1968 r. w Czechosłowacji. Wtedy, na podstawie doktryny Breżniewa, Moskwa usunęła z Pragi nieposłuszny rząd i zastąpiła go - przywiezionym na czołgach - rządem jej przyjaznym. Teraz wprawdzie do Tbilisi rządu nie przywieziono, ale militarna klęska osetyńskiej wyprawy Gruzinów może proamerykańskiego prezydenta Saakaszwilego odsunąć z urzędu. A innym krajom, dawnym sowieckim satelitom, stwarza groźne memento: nie zadzierajcie z nami, bo my blisko, a Ameryka daleko. Czyżby więc zamiast doktryny Breżniewa Moskwa przyjęła łagodniejszą jej wersję: doktrynę Putina?
Najpierw: kto ponosi winę za wojnę, ofiary i cierpienia? Wydaje się dziś, że obie strony - Saakaszwili i Moskwa - chciały konfrontacji, ale Moskwa poczekała, aż naiwny i w gorącej wodzie kąpany Saakaszwili popełni poważny błąd, mianowicie pociągnie za spust. I tak się stało. Saakaszwili źle postąpił obiecując jeszcze w kampanii wyborczej „przywrócenie porządku konstytucyjnego", a jeszcze gorzej spełniając te obietnice (czyli zajęcie Osetii przez wojsko). Bo porozumienie rosyjsko-gruzińskie z 1992 r. nie dawało mu takiego prawa. Osetia jest częścią Gruzji, jednak ma autonomię i nadzór „międzynarodowych" - w praktyce rosyjskich - wojsk.
Winy Saakaszwilego przyblakły, kiedy społeczność międzynarodowa przekonała się o brutalności rosyjskiej odpowiedzi. Rosja postanowiła sąsiada nie tylko odeprzeć, ale i przykładnie ukarać. Nieproporcjonalne użycie siły - także na terytorium Gruzji - to dziś zgodne orzeczenie rosyjskiej winy.
Sfery wpływów
Interwencja rosyjska w Gruzji przypomniała przez chwilę zapomniane kategorie imperialne: „bliska zagranica" (rosyjski termin polityczny wskazujący, że kraje w pobliżu Rosji, nawet niepodległe, powinny mieć specjalny, nie całkiem suwerenny status), „strefa wpływu", „gra wielkich mocarstw".