To była kwestia czasu. AI w służbie administracji Trumpa. Urzędnicy czują się jak w ruchu oporu
Taki obrót spraw był oczywiście łatwy do przewidzenia. W końcu administracja Donalda Trumpa jest praktycznie zespolona z największymi amerykańskimi firmami technologicznymi, spośród których większość bierze aktywny udział w wyścigu związanym z rozwojem sztucznej inteligencji.
Kwestią czasu było więc, kiedy dojdzie do połączenia światów nowej technologii i sektora publicznego. Według ustaleń dziennikarzy Reutersa, powołujących się na źródła wewnątrz administracji, przynajmniej jedna instytucja federalna jest już monitorowana za pomocą AI. Chodzi o komunikację pomiędzy jej pracownikami, która analizowana jest pod kątem stwierdzeń krytycznych pod adresem Elona Muska i Donalda Trumpa.
Jak wynika z informacji zdobytych przez Reutersa, najpewniej chodzi o EPA – Environmental Protection Agency, instytucję zajmującą się wdrażaniem regulacji klimatycznych i ochroną środowiska.
Czytaj także: „Pompuj i uciekaj”. Trump zakończył kryptozimę. I zarobił. Kryptobracia są zadowoleni
Jak w ruchu oporu
Nie byłoby to zaskakujące, bo EPA jest jedną z agend federalnych najbardziej krytykowanych przez Trumpa i jego wyborców, była celem jego ataków propagandowych. Od początku drugiej kadencji Trumpa zawieszonych w swoich obowiązkach zostało ponad 600 pracowników tej jednostki, a DOGE otrzymało zadanie zredukowania jej budżetu o 65 proc. O cenzurze zastosowanej przez ludzi Muska wiedzą już wszyscy, którzy w EPA jeszcze pracują.
Źródła cytowane przez Reutersa mówią wprost o rozmowach z managerami średniego szczebla i dyrektorami, którzy ostrzegają podwładnych przed używaniem „języka antyrządowego”. Wśród pracowników krążą rady brzmiące jak instrukcje funkcjonowania ruchu oporu w państwie niedemokratycznym. Nie korzystaj ze służbowych narzędzi, kiedy piszesz na tematy polityczne. Szyfruj komunikację. Pomyśl dwa razy, zanim napiszesz coś kontrowersyjnego. Nie przechowuj na służbowych komputerach plików – nawet żartobliwych memów – które w przyszłości mogą ci zaszkodzić. W dobie sztucznej inteligencji wszystko jest dostępne w mgnieniu oka.
W dodatku, jak wynika z tekstu Reutersa, do własnej komunikacji pracownicy DOGE masowo używają Signala. To z kolei stanowi jawne naruszenie nie tylko rządowych zasad bezpieczeństwa, ale też ustaw nakazujących archiwizowanie wiadomości pracowników federalnych.
Czaty grupowe – podobnie jak słynny już czat w sprawie bombardowania Hutich, założony przez Mike’a Waltza – mają bowiem ustawiony mechanizm autodestrukcyjny. Aplikacja kasuje zawartość konwersacji po tygodniu, a po zniknięciu rozmowa staje się niedostępna. Oznacza to, że nie zostanie po niej żaden ślad, choć prawo federalne nakazuje archiwizowanie zawartości skrzynek mailowych i telefonów komórkowych osób, które pracują w administracji publicznej.
To nie pierwszy przykład zastosowania sztucznej inteligencji przez administrację Trumpa. Co więcej, kolejne instytucje przyznają się do włączania tej technologii w proces „optymalizacji działań sektora publicznego”. Dokładnie to zrobiła sama EPA w komentarzu do artykułu Reutersa, chociaż nie sprecyzowano, w jakim stopniu i na jakiej zasadzie AI jest stosowane. Pracownicy mówią także o szerokim użyciu modelu Grok AI, należącym do Elona Muska, choć i tu na razie brakuje szczegółów.
Warto jednak przypomnieć, że wcześniej podobne informacje pojawiły się w kontekście Departamentu Stanu. Już na początku marca portal Axios informował, że podlegająca Marco Rubio instytucja prowadzi „analizę ze wsparciem sztucznej inteligencji”, w ramach której poddane ocenie są wpisy w mediach społecznościowych zagranicznych studentów amerykańskich uczelni. Axios pisał wówczas o „dziesiątkach tysięcy” kont, które były analizowane przez Departament Stanu (pod kątem „postaw wspierających Hamas”). To gigantyczne nadużycie, bo wpisów otwarcie popierających palestyńską organizację było relatywnie niewiele – zdecydowanie więcej pojawiało się komentarzy wzywających do zaprzestania wsparcia Izraela czy wycofania uniwersyteckich inwestycji w firmy działające w tym kraju.
Czytaj także: Hołd PiSki. Trump zahipnotyzował polską prawicę. Pobudka może być bolesna
Tak umiera demokracja
Dla Departamentu Stanu to jedno i to samo. Dowodzi tego przykład Rumeysy Ozturk, tureckiej doktorantki z Tufts University, aresztowanej przez nieoznakowanych agentów przed domem w Somerville w stanie Massachusetts. Nieznane publicznie są nawet zarzuty pod jej adresem – wiadomo natomiast, że była współautorką felietonu w uczelnianej gazecie nawołującego do pokoju w Palestynie i przyjęcia przez senat uczelni rezolucji potępiającej działania Sił Obrony Izraela (IDF).
To najwyraźniej wystarczyło, żeby 28-latkę przewieźć do centrum osadzania nielegalnych imigrantów w Luizjanie, anulować jej wizę – o której Rubio mówi publicznie, że jest „prezentem od amerykańskiego narodu” – oraz odmówić wypuszczenia jej za kaucją. Cofanie zgody na pobyt i naukę w USA jest elementem szerszego ataku na uniwersytety, które Trump i jego ludzie niszczą w sposób brutalny i ostateczny. Jak wynika z informacji CNN, anulowanych zostało już ponad 300 wiz studenckich, w zdecydowanej większości przypadków bez podania przyczyny. Prof. Adam Przeworski, legenda amerykańskiej politologii i jeden z najważniejszych na świecie teoretyków demokracji, napisał w swoim internetowym pamiętniku, że „każdy może stać się celem tej administracji i niemożliwe jest przewidzenie, kto będzie następny”.
Podobnych doniesień z USA należy w następnych tygodniach spodziewać się więcej – nie tylko z powodu postępu technologicznego. Za oceanem rośnie liczba zwolenników teorii, według której to właśnie rozwój AI był głównym powodem powołania DOGE i wejścia Muska do administracji. Nie jest przypadkiem, że mówi się teraz o jego odejściu – już po skutecznie przeprowadzonych atakach m.in. na instytucje odpowiedzialne za podatki (IRS) czy badania i zdrowie publiczne (NIH, CDC). IRS to nic innego jak największa w Stanach Zjednoczonych baza danych. Dostęp do danych chorób zakaźnych, monitorowania wskaźników żywieniowych czy ruchu przez granicę z krajów zagrożonych epidemiami (to ostatnie robiło też CDC) to gigantyczny, z niczym nieporównywalny zastrzyk danych do trenowania sztucznej inteligencji Muska. I to w czasach, gdy inni rywale, zwłaszcza OpenAI, mają ogromne problemy ze skokową poprawą swoich modeli, bo zwyczajnie brakuje im właśnie danych (są chronione w ramach ochrony prywatności użytkowników internetu).
Jeśli by się to potwierdziło, mielibyśmy dowód, że w Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z czymś na wzór cyfrowej kleptokracji. Gdzie władza używa nowych technologii do zdławienia oporu społecznego, cenzury, walki z politycznymi rywalami, a jednocześnie członkowie administracji wykorzystują swoją pozycję w celu zwiększenia majątku i polepszenia pozycji na rynku. Tak umiera demokracja – tylko że tym razem nie w ciemnościach, ale na widoku.