Świat

Włoska przemowa Muska. Europa ma się bać, Ukraina radzić sobie sama. Meloni idzie w odstawkę?

7 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Pojawienie się Muska na zorganizowanym we Florencji zjeździe członków i sympatyków Ligi, koalicjanta Braci Włochów premier Meloni w prawicowym rządzie, było niespodzianką. 5 kwietnia 2025 r. Pojawienie się Muska na zorganizowanym we Florencji zjeździe członków i sympatyków Ligi, koalicjanta Braci Włochów premier Meloni w prawicowym rządzie, było niespodzianką. 5 kwietnia 2025 r. Claudio Giovannini / Forum
Miliarder i doradca amerykańskiego prezydenta wystąpił wirtualnie na wiecu Ligi, skrajnie prawicowej partii Matteo Salviniego. Krytykował zwolenników dalszego wspierania Ukrainy, groził tysiącami ofiar zamachów terrorystycznych. I chyba zapomniał o Giorgii Meloni.

Pojawienie się Elona Muska na zorganizowanym we Florencji zjeździe członków i sympatyków Ligi, koalicjanta Braci Włochów premier Meloni w prawicowym rządzie, było niespodzianką. Po pierwsze, choć miliarder zyskuje od wielu miesięcy na popularności, to bliżej było mu dotychczas do samej pani premier niż do obecnego wiceszefa rządu i ministra infrastruktury. Wziął chociażby udział w zjeździe młodzieżówki partii Meloni w 2023 r., zachęcając wtedy młodych aktywistów do tego, by „rodzili więcej włoskich dzieci”. Ponadto na dworze Donalda Trumpa Meloni postrzegana jest jako jedna z najbardziej szanowanych europejskich liderek i liderów – była jedyną szefową rządu ze Starego Kontynentu obecną w Waszyngtonie na inauguracji obecnego prezydenta.

Po drugie, Salvini nie wydaje się politykiem, który specjalnie wart jest inwestycji ze strony Muska. Szefuje Lidze, najsłabszemu z trzech koalicjantów w obecnym gabinecie. Według najnowszych danych sondażowych (za Politico Polls of Polls) poparcie dla niej wynosi zaledwie 8 proc. Więcej ma centroprawicowa Forza Italia (9 proc.), która też wchodzi w skład rządu Meloni. I przede wszystkim – dwie partie opozycyjne: Ruch Pięciu Gwiazd (12 proc.) oraz Partia Demokratyczna (22 proc.).

W dodatku sam Salvini to polityk, który szczyt swojej kariery ma już raczej za sobą. Kiedy w latach 2018–19 był wicepremierem po raz pierwszy, kierując jednocześnie ministerstwem spraw wewnętrznych, bardziej się kompromitował, niż realizował swoje cele. Obiecywał, że ograniczy nielegalną migrację, ale nie był nawet w stanie zgodnie z prawem deportować słynnej Niemki Caroli Rackete, kapitanki statku humanitarnego, który zakotwiczył bez zezwolenia w porcie na Lampedusie.

Czytaj także: Musk korzysta z ogromu władzy, budzi coraz większy niepokój. Dla Trumpa jest jak piorunochron

Rebelii prorosyjskiej już raczej nie będzie

Tamta sprawa stała się papierkiem lakmusowym dla kariery Salviniego. Odgrażał się, że Rackete wyrzuci do Niemiec, ale sąd zablokował jego działania. Dzisiaj Niemka jest eurodeputowaną, a Salvini cały czas nie jest w stanie odzyskać prymatu na prawicy. Sprawują go bezsprzecznie Bracia Włosi z 30 proc. poparcia – i nie ma powodu zakładać, że te proporcje w najbliższym czasie się odwrócą.

Nie mówiąc już o doskonale pamiętanej, zwłaszcza poza Włochami, historii związków Salviniego z Władimirem Putinem. Włoski polityk nie tylko fotografował się na placu Czerwonym w koszulce z nadrukowanym wizerunkiem rosyjskiego przywódcy, ale też, co ujawniły portal BuzzFeed i włoski tygodnik „L’Espresso”, chciał wykorzystać rosyjskie pieniądze w kampanii wyborczej własnej partii.

Tamte śledztwa ujawniły nagrania ze zrealizowanych w Moskwie spotkań pomiędzy Gianlucą Savoinim, bliskim współpracownikiem Salviniego, a przedstawicielami rosyjskiego przemysłu naftowego. Ci drudzy gotowi byli przelać na konto Ligi pieniądze pochodzące z handlu rosyjską ropą, żeby wzmocnić pozycję skrajnie prawicowego ugrupowania w wyborach do Paramentu Europejskiego w 2019 r. Do dzisiaj, pomimo badania sprawy przez włoską prokuraturę, winy Salviniego nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość ani nie stwierdzono nielegalnego finansowania kampanijnego w szeregach Ligi. Sam polityk cały czas odrzuca wszelkie zarzuty pod swoim adresem.

Teraz próbuje wrócić do politycznego głównego nurtu, ścigając się z Meloni – choć oboje podążają już w innych kierunkach. Włoska premierka małymi krokami zbliża się do chadeckiej prawicy: normalizuje swoje poglądy, zwłaszcza w polityce zagranicznej, i zyskuje sojuszników w niektórych europejskich stolicach, skutecznie walcząc z nadaną jej po wyborach w 2022 r. łatką postfaszystki. Salvini szuka miejsca na jeszcze dalszej prawicy. Już w ubiegłym tygodniku portal Politico Europe informował o napięciach wewnątrz włoskiej koalicji.

Dotyczą one głównie kwestii ukraińskiej, bo Meloni, choć wielbiona przez ruch MAGA, nie zarzuciła całkowicie pomocy dla Kijowa. Wręcz przeciwnie, utrzymuje proukraiński kurs, starając się w rozmowach z Waszyngtonem postawić nacisk na kwestie migracyjne i ekonomiczne. Oczywiście między nią a głównym nurtem chociażby w Europejskiej Partii Ludowej – czyli Tuskiem, Ursulą von der Leyen, Friedrichem Merzem – jest cały czas spory rozdźwięk, ale prorosyjskiej rebelii ze strony Meloni nie było i już raczej nie będzie.

Co innego Salvini, który sukcesywnie zajmuje jej miejsce chociażby na cyklicznych zjazdach europejskiej skrajnej prawicy w Madrycie, organizowanych przez Santiago Abascala z partii VOX. Kiedyś bywała tam włoska premierka, dzisiaj Włochy reprezentuje szef Ligi. I regularnie krytykuje działania własnych koalicjantów – w tym także proukraińskiej i prounijnej Forza Italia. W podobnym tonie wypowiadał się także sam Elon Musk na wiecu we Florencji. Salvini korzystał z oklepanej już w środowiskach neopopulistycznych metafory piły mechanicznej, tym razem jego zdaniem niezbędnej do użycia w kontekście Zielonego Ładu i unijnych polityk klimatycznych. Podobnie jak wcześniej prezydent Argentyny Javier Milei oraz właśnie Musk, chciałby wspomnianą piłą wycinać regulacje, które są według niego główną przyczyną braku konkurencyjności europejskich gospodarek.

Czytaj też: Ogon, który macha psem: Elon Musk teraz miesza się w brytyjską politykę

Czy Musk zrozumiał?

Znacznie ciekawsze było jednak wystąpienie Muska. Najpierw groził, że Europę czekają tysiące śmierci w wyniku zamachów terrorystycznych – w domyśle z powodu niekontrolowanego napływu imigrantów. O ile temat ten nie wydaje się specjalnie odkrywczy, o tyle wystąpienie pod tym hasłem pokazuje, jak bardzo słabym politykiem jest Musk i jak bardzo nie rozumie dynamiki społecznej poszczególnych krajów. Włosi doskonale wiedzą bowiem, jakie ryzyka niesie ze sobą migracja. Pod tym względem jednak elektorat Salviniego niespecjalnie różni się od tego, który głosuje na Braci Włochów, w dodatku sama Meloni raczej podpisałaby się pod tymi samymi hasłami. Jeśli więc Musk chciał tą tematyką zapoczątkować rozbijanie włoskiej koalicji, to raczej mu się to nie uda.

Inaczej natomiast ma się kwestia poparcia dla wojny w Ukrainie. Według najnowszych sondaży tylko 5 proc. Włochów opowiada się za ewentualnym udziałem tamtejszych sił zbrojnych w misji stabilizacyjnej na terytorium Ukrainy. To oczywiście temat całkowicie wirtualny, bo jeszcze nie ma decyzji o stworzeniu takich sił, a też Meloni nigdy nie mówiła, że włoskich żołnierzy do nich zapisze. Musk dodawał jednak, że godni pogardy są „wichrzyciele wojny”, czyli ci, którzy chcą dozbrajać Europę. W domyśle mówił na pewno o von der Leyen i całej unijnej elicie, aczkolwiek w kontekście występowania na wiecu Salviniego odbierać to należy jako uwagę także pod adresem samej Meloni.

Najciekawsze zostawił jednak na sam koniec. Zgromadzonym we Florencji powiedział bowiem, że marzy mu się „strefa całkowicie wolnego handlu pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi”. Skrytykował cła, stwierdzając, że czeka na moment, w którym będą one wynosiły 0 proc. po obu stronach Atlantyku. Chce też zasugerować to prezydentowi Trumpowi.

To właśnie z tego fragmentu jego wystąpienia wywnioskować można najwięcej. Potwierdza on całkowity chaos i brak jednego ośrodka decyzyjnego w amerykańskiej administracji. Tak jak na łamach „The Financial Times” pisał w weekend Tej Parikh, coraz bardziej możliwe jest przynajmniej częściowe wycofanie się Trumpa z ceł nałożonych 2 kwietnia. Poza tym odpowiedź ze strony Unii – czyli groźba ceł mierzonych i skoncentrowanych na usługach cyfrowych oraz pozycjach firm technologicznych na europejskim rynku – zdaje się odnosić powolny skutek, a przynajmniej wywierać presję. Zapowiedziana w czwartek kara w wysokości miliarda dolarów dla platformy X, docelowo nałożona przez Komisję Europejską, byłaby sporym ciosem w imperium Muska. Nie jest to dla niego egzystencjalne zagrożenie, ale niedogodność już na pewno.

Jeśli dodać do tego fakt, że Musk od dwóch miesięcy nie może dogadać się z rządem Meloni odnośnie kontraktu na stworzenie przez Starlinka infrastruktury komunikacyjnej, m.in. dla wojska, widać, że także po stronie amerykańskiej narasta niepewność i frustracja. Wojen handlowych nie wygrywa nikt. Chyba Elon Musk również zaczyna to rozumieć.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Nauka

Patologie psychobiznesu, czyli jak celebryci z sieci „kształcą” terapeutów. Tu chodzi o kasę

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza
05.04.2025
Reklama