1137. dzień wojny. Jak Rosjanie wypracowują decyzje strategiczne? Zachód musi to zrozumieć
Ukraińskie drony typu An-196 Liutij zaatakowały zakłady produkujące przewody światłowodowe w Sarańsku AO „Optikowołokonnyje Sistiemy”. Zakład został uszkodzony i udało się w nim wywołać pożar, który potęguje te uszkodzenia. Jest to jedyny w Rosji zakład produkujący światłowody, a jak wiadomo, są one bardzo potrzebne do kierowania małymi dronami szturmowymi.
Za to w rosyjskim ataku na Krzywy Róg, gdzie pocisk balistyczny trafił w skraj bloku mieszkalnego przy placu zabaw, zginęło 16 osób, w tym sześcioro dzieci. Taka jest różnica między rosyjskimi a ukraińskimi atakami dalekiego zasięgu.
Czytaj także: Rozejm według USA. Spartaczyli to zadanie i Rosja to niestety dobrze wie
Do bardzo silnego wybuchu dziś nad ranem doszło w Zakładzie Materiałów Wybuchowych „Promsintez” w Czapajewsku, w obwodzie samarskim. Nie wiadomo jednak, czy było to trafienie ukraińskiego bezpilotowca, czy po prostu ktoś w zakładzie przestawił nie tę dźwignię, co trzeba. Takie rzeczy też się w Rosji zdarzają.
W jednym z kolejnych mięsnych szturmów aż trzech rannych rosyjskich żołnierzy popełniło samobójstwo. Jeden rozerwał się granatem, drugi strzelił sobie z kałasznikowa w podbródek, a trzeci poderżnął sobie nożem gardło. Wiedząc, że i tak są skazani na śmierć, skrajnie wyczerpani wysiłkiem i terrorem przełożonych już nie wytrzymali. Woleli zakończyć mękę teraz, niż czekać na kolejny raz.
Pokazano film, na którym dwa bojowe wozy piechoty dostarczyły żołnierzy na pole walki po czym, nie udzielając im żadnego wsparcia swoim uzbrojeniem, zawinęły się na pięcie i odjechały szybciej niż przybyły. Wygląda na to, że w armii rosyjskiej bojowe wozy piechoty BMP-2 są zdecydowanie cenniejsze od żołnierzy. Chętni do podpisania kontraktu się znajdą, a kto wyprodukuje nowe BMP-2? Przez wielu są one uważane za lepsze od nowszych BMP-3, a tylko te są obecnie w produkcji i to wcale nie za dużej.
Pokazano zdjęcie holowanej wersji ukraińskiej haubicy Bohadana, kal. 155 mm. Dotychczas występowała ona na podwoziu ciężarówki KrAZ, ale najwyraźniej ostatnie rosyjskie ataki na tyle uszkodziły zakład w Kremienczuku, że produkcja została co najmniej spowolniona, jeśli nie całkowicie wstrzymana. Próbowano jako podwozia wykorzystywać czeskie tatry, ale te dostarczone bardziej są potrzebne jako ciężarówki. Holowana wersja to też dobre rozwiązanie, działa opuszczają zakład i są użyteczne w działaniach bojowych, choć wymagają holowania przez… ciężarówkę.
Czterech rosyjskich propagandystów zebrało się w programie „Sołowiow na żywo” i bez żenady opowiadało, dlaczego dobry propagandysta musi kłamać, a jego najbardziej profesjonalne zachowanie to wierzyć we własne kłamstwa. Najśmieszniejsze było to, że oni tak na serio. Czyli co, Rosjanie wiedzą, że są okłamywani, ale nadal wierzą w to, co słyszą? Rosja to jednak stan umysłu.
Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio powiedział na konferencji prasowej w kwaterze głównej NATO, że to tylko kwestia tygodni, by Rosja podjęła poważne negocjacje pokojowe. Jak obecni tam dziennikarze zachowali powagę, trudno stwierdzić. Powiedział też, że jeśli Rosja rozpocznie kolejną ofensywę, to będzie wiadomo, że żadnego pokoju nie chcą. Co Marco Rubio rozumie pod pojęciem ofensywa? Bo Rosjanie atakują cały czas w taki sam sposób i to się nie zmienia od dwóch lat. I może się nie zmienić przez kolejne dwa lata. Czy to się liczy jako ofensywa? W wyniku tych ataków Rosjanie czasem pełzną po kilka kilometrów, ale to chyba nie jest ofensywa? Dlaczego nikt nie zadał takiego pytania amerykańskiemu sekretarzowi?
Niestety rosyjskie wojska wciąż się posuwają na Kupiańsk od północy, na zachodnim brzegu rzeki Oskil. Sytuacja robi się tam dość groźna dla Kupiańska, choć obecnie nie ma on większego znaczenia operacyjnego.
Rosjanie atakowali też na pozostałych odcinkach frontu, ale nie udało im się uzyskać zdobyczy terenowych. Za to pod Czasiw Jarem zaatakowali Ukraińcy i udało im się zepchnąć Rosjan i nieco przemieścić do przodu. Nieco gorzej jest na południowym wschodzie, Rosjanie zdobyli tam nieco terenu pod Torećkiem i w rejonie Pokrowska.
Czytaj także: Front się budzi. Czułe punkty Ukrainy są aż nadto widoczne
Co to jest strategia i kto o niej decyduje?
Strategia to plan na osiągnięcie długofalowego planu państwa w różnych obszarach, a strategia militarna to plan na osiągnięcie celów wojny. Czyli na osiągnięcie takiego stanu końcowego, jaki jest nam potrzebny. W przypadku Ukrainy celem strategicznym Rosji jest osadzenie w Kijowie sprzyjających Rosji władz, odpowiednio wobec Kremla posłusznych, co jest określane jako „denazyfikacja”. Każda bowiem władza, która dąży do integracji Ukrainy z Zachodem, to naziści. Dopiero jak w Pałacu Maryjskim w Kijowie znajdzie się ktoś na wzór i podobieństwo Łukaszenki, to w Ukrainie wreszcie nie będzie żadnego nazizmu.
Strategia militarna to sposób, jak te cele osiągnąć. W wielu krajach także i ta strategia jest opracowywana na szczeblu państwowym, choć zaprasza się czołowych generałów i innych ekspertów, by pomogli w obszarach specjalistycznych. Wbrew temu, co często bezmyślnie powtarza się za Clausewitzem (a co wynika z niezrozumienia języka niemieckiego), wojna nie jest żadnym przedłużeniem polityki prowadzonym innymi środkami. Narzędzia militarne po prostu dołączają do działań politycznych, ekonomicznych i informacyjnych. Wszystkie trzeba ze sobą zsynchronizować, by zmaksymalizować efekty strategiczne.
A w Rosji?
W Rosji jest podobnie. Proces wypracowania decyzji strategicznych jest tam jednak o wiele mniej transparentny, choć jego rezultaty poznajemy pośrednio. Istotą rosyjskiej strategii są przyjmowane przez Rosjan założenia oraz już zupełnie niezrozumiały na Zachodzie (nawet dla nas) rosyjski system wartości, który z kolei kształtuje algorytm, w jakim podejmowane są strategiczne decyzje. Wszystkiego tego – łącznie z oceną sytuacji strategicznej przez Kreml – Zachód nie rozumie.
Czytaj także: Europa pilnie potrzebuje planu. Za chwilę zostanie nam już tylko jedna opcja
Na przykład kwestia mitycznych czerwonych linii. Nie ma żadnych czerwonych linii, których nie wolno przekroczyć. Za każdym razem, kiedy zdarzy się coś nietypowego, co na Zachodzie jest nazywane „eskalacją”, na Kremlu zbiera się albo Rada Bezpieczeństwa Narodowego w etatowym składzie, albo z udziałem tylko tych ludzi, których osobiście zaprosi Władimir Władimirowicz. Mogą to być też ludzie spoza składu rady, to zależy tylko od prezydenta Rosji. I ci ludzie dyskutują, co właściwie się stało, jakie to ma znaczenie, jakie konsekwencje i co należy zrobić, żeby ich nie wywołało, a także jak należy odpowiedzieć. Jest to za każdym razem indywidualna, przemyślana decyzja grupy ludzi mających określoną wiedzę i doświadczenie, a nie automatycznie podejmowane działanie po przekroczeniu „czerwonej linii”. Pojęciem „czerwonej linii” lubi natomiast szafować sam Putin, ale w wystąpieniach publicznych, kiedy to straszy Zachód użyciem bomby jądrowej, której nie zamierza używać. Zresztą taką decyzję podejmuje nie on sam, samodzielnie może tylko straszyć. To jedna z nielicznych decyzji, do podjęcia których Putin potrzebuje aprobaty swoich najbliższych współpracowników. Mało tego, nawet jak taka decyzja zostanie podjęta, to nie wiadomo, czy zostanie wykonana, bo ktoś, ryzykując własnym życiem, może ją zablokować na niższym szczeblu. Takie decyzje nie są podejmowane i realizowane ot tak. Amerykanie nie mogą w to uwierzyć i bardzo się boją użycia broni jądrowej przez Rosję. Liczyliście już, ile „czerwonych linii” zostało przekroczonych? Czy coś się stało?
Tymczasem ramy rosyjskiej strategii militarnej wyznacza fundamentalna praca gen. mjr. rez. prof. Aleksandra Władimirowa – szefa kolegium wojskowych ekspertów Rosji: „Podstawy teorii wojny”. Pierwsze wydanie ukazało się w dwóch tomach, a drugie w trzech. Najważniejszą tezą tego dzieła jest to, że wojna jest zjawiskiem socjologicznym pożądanym z punktu widzenia rozwoju. W czasie wojny kształtuje się nowy porządek świata adekwatny do nowego rozkładu sił pomiędzy mocarstwami oraz słabszymi państwami, stanowiącymi ich strefę wpływów. Pokój zaś to okres przejściowy, czas stagnacji, w którym rozwój nie następuje. Rosjanie bowiem święcie wierzą, że rozwój związany jest wyłącznie z poszerzaniem stref wpływów. Nie wierzą, że można osiągnąć go przez lepsze zarządzanie gospodarką, inwestycje, wynalazczość, prace rozwojowo-badawcze i podniesienie wydajności pracy. Przynajmniej nie wierzą, że taki rozwój mogą osiągnąć u siebie. I faktycznie, widać to na przykład w rosyjskim lotnictwie, gdzie brak prac badawczo-rozwojowych w wielu dziedzinach spowodował, że zamiast myśliwca stealth piątej generacji zbudowano jego karykaturę w postaci Su-57.
Generalnie Władimirow powtarza to, w co wierzy Putin – świat podzielony jest na strefy wpływów. To jest punktem wyjścia do wszelkich kalkulacji. Europa według Putina jest w amerykańskiej strefie wpływów, a narzędziem zniewolenia jest NATO i wojska amerykańskie stacjonujące na terenie państw europejskich. Ukraina według Putina też miała być wyrwana do tej strefy wpływów, choć za prezydenta Wiktora Janukowycza była w rosyjskiej strefie wpływów. Putin nie wierzy w jakiś oddolny Euromajdan, według niego to zorganizowane przez CIA bojówki, które obaliły siłą legalnego prezydenta (Janukowycza), dlatego Rosja nie mogła czekać biernie. Mówił zresztą o tym wielokrotnie. W rosyjskiej Wikipedii funkcjonuje nawet taka strona: „Zaangażowanie USA w wydarzenia na Euromajdanie”. 6 kwietnia 2014 r. ukazał się komunikat oficjalnej agencji TASS, że Euromajdan został zorganizowany przez Amerykanów. Komunikaty TASS nie ukazują się wbrew poglądom Władimira Putina.
Wiara we wszechobecną sprawczość mocarstw, które zmagają się o swoje strefy wpływów, kształtuje strategię Rosji. Rosjanie wierzą, że cała pomoc państw NATO dla Ukrainy to walka o strefę wpływów na Ukrainie, zaś forsowana przez Donalda Trumpa umowa w sprawie metali ziem rzadkich tylko potwierdza to przekonanie. Europa pomaga, bo zmusili ją do tego Amerykanie. Dlatego naciskają na rozwój europejskich zdolności obronnych (a Europa jest bez reszty w amerykańskiej strefie wpływów), bo chcą przerzucić ciężar walk o swoją strefę wpływów w Ukrainie na swoich wasali, czyli Europę. W tej koncepcji wszystko się klei. Jeśli Zachód wreszcie zrozumie ten sposób myślenia (oczywiście błędny, ale to nie ma znaczenia), to lepiej zrozumie poczynania Rosji.