„Hamas musi odejść”. Mieszkańcy Gazy wyszli na ulice pierwszy raz od początku wojny
Kiedy w Jerozolimie zapadał zmrok, a ulice rozświetlały neony, na placu Syjonu uliczni grajkowie jak zwykle bawili publiczność izraelskimi i zachodnimi przebojami. W Strefie Gazy oddalonej o niespełna 100 km też robiło się ciemno. Mumen Al-Natur stał na dachu budynku w mieście Gaza i pokazywał widok za plecami – z każdą chwilą robiło się ciemniej. – W Gazie już nic nie ma, ani prądu, ani czystej wody, ani jedzenia. Kilogram mąki kosztuje na czarnym rynku 150 dol. Kto może sobie na to pozwolić? – pyta Mumen.
Jak twierdzi, cała pomoc, która trafia do Gazy, jest dystrybuowana kanałami Hamasu, co oznacza, że zamiast trafiać prosto do potrzebujących, produkty są sprzedawane po wysokich cenach. – Nie możemy poruszać się samochodami. Żeby przenieść rzeczy, trzeba wynająć osiołka za 1,8–2 tys. szekli (ok. 2 tys. zł). Za namioty, które trafiają tu w ramach pomocy międzynarodowej, też trzeba słono płacić. Ja za swój zapłaciłem 2 tys. dol. – dodaje. Przed wojną był prawnikiem, dziś jego głównym zmartwieniem jest przetrwanie. Często w środku nocy idzie na plażę, bo to jedyna możliwość, by złapać izraelski sygnał internetowy i mieć kontakt ze światem.
Czytaj też: Małe wojny i główny wróg, którego trzeba dopaść. Izraelczycy walczą już na wielu frontach
Gaza przeciw Hamasowi
Desperacja mieszkańców Strefy Gazy sięga zenitu. W zeszłym tygodniu pierwszy raz od początku wojny wyszli na ulice kilku miast, by zaprotestować przeciwko Hamasowi. Podczas jednej z takich demonstracji porwano 22-letniego Odaję Nassera Al-Rabaję. Ciało porzucono pod drzwiami rodziny. Świadkowie mówią, że był bity pałkami i metalowymi drutami. Podczas jego pogrzebu w niedzielę skandowano m.in.: „Precz z Hamasem!”. Innego uczestnika protestów, Husama Al-Madżdalawiego, także pobito i z postrzałami w nogach zostawiono na placu w pobliżu obozu Nuseirat.
Hamas i niektóre arabskie media przekonują, że protesty są niewielkie i wymierzone w Izrael i wojnę, a nie organizację, która sprawuje władzę od 18 miesięcy. Według ostatnich raportów w Strefie Gazy zginęło co najmniej 50 tys. osób, większość stanowiły kobiety i dzieci. – Ludzie giną zarówno przez Izrael, jak i Hamas – uważa Mumen. – Na ulice wyszły tysiące ludzi, nie setki, wbrew temu, co twierdzi Hamas i jego propaganda. Ludzie mają dość, uważamy, że Hamas musi oddać władzę i odejść, dopiero wtedy odzyskamy nadzieję.
Po kilku dniach protestów zapał jakby osłabł. Wtorkowa demonstracja w Dżabalji na północy nie przyciągnęła tłumów. – Po śmierci Odaja ludzie się boją, a wielu dostało wezwania na przesłuchania od Hamasu. Większość to zignorowała, ale nie wiemy, co będzie dalej – opowiada Mumen. – Hamas chce utrzymać się u władzy bez względu na cenę. Cenę, którą płacimy z własnych kieszeni. Niby są już słabi, ale nadal uzbrojeni w AK-47, wyrzutnie RPG i granaty, którymi mogą wyrządzić więcej szkód nam niż Izraelowi.
Mumen chciałby odczarować mit mieszkańców Gazy: – Nie mam dokładnych statystyk, ale tak jak przed wojną Hamas popierało ok. 30 proc. mieszkańców, tak teraz to może 10 proc. Ci, którzy mu się sprzeciwiają, są nazywani szpiegami Autonomii Palestyńskiej, Izraela, zachodnich wywiadów. Ja protestuję od 2018 r. i moje hasła się nie zmieniły: „Chcemy żyć”.
Czytaj też: Izrael w objęciach radykałów. Czy Netanjahu ma szansę utrzymać się u władzy?
Jesteśmy żywymi tarczami
Mumen opowiada, że 7 października, gdy Hamas uderzył na Izrael, po prostu spał. Jako prawnik przekonuje, że bojownicy złamali prawo międzynarodowe: – Napaść na cywilów, w tym mordowanie kobiet i dzieci, jest sprzeczne z tymi zasadami. Hamas był w stanie zorganizować kilka tysięcy cieszących się ludzi na ulicach, żeby wzmocnić swój przekaz. Stanowczo podkreślam: nie wszyscy w Gazie, nawet nie jest to większość, popierają Hamas. I dodał: – Hamas robi z nas żywe tarcze.
Jego zdaniem zarówno ONZ, jak i kraje arabskie, głównie Arabia Saudyjska, Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie, powinny bardziej stanowczo działać na rzecz pozbycia się Hamasu z Gazy. Wini organizację za cierpienia mieszkańców. To ryzykowne stwierdzenia; po zabójstwie Obaji, którego nie znał osobiście, odbiera pogróżki, że będzie następny. Obawia się o życie, ale sądzi, że nie ma innego wyjścia, musi protestować. – Żebyśmy byli w stanie się dogadać, i Izrael, i Palestyńczycy muszą zmienić narrację. Może kolejne pokolenia będą w stanie zawrzeć pokój.
Pytany przez dziennikarzy o to, jak wiele osób przystałoby na propozycję Donalda Trumpa w sprawie „dobrowolnej ewakuacji”, odpowiada, że niemal „wszyscy” – bo chcą odzyskać nadzieję na godne życie.
Plan Trumpa odrzuciło szereg państw arabskich, w tym Egipt i Jordania. Wojna wznowiona przez Izrael 18 marca trwa. 2 marca wygasło 42-dniowe zawieszenie broni, w ramach którego uwolniono 33 izraelskich zakładników za ok. 1,9 tys. palestyńskich więźniów. W Gazie przebywa ponoć jeszcze 59 zakładników, w tym 24 osoby prawdopodobnie żyją – w większości młodzi mężczyźni przetrzymywani w skrajnie trudnych warunkach, przykuci łańcuchami, bez dostępu do świeżego powietrza, światła, jedzenia.
Mumen uważa, że zakończenie tej wojny powinno być priorytetem, a wszyscy zakładnicy powinni zostać uwolni. Premier Izraela Beniamin Netanjahu oficjalnie utrzymuje to samo.