Trzęsienie ziemi w Tajlandii i Mjanmie. Junta słabnie, sytuacja musi być tragiczna
Katastrofy naturalne – takie jak trzęsienie ziemi w Mjanmie i w sąsiedniej Tajlandii w ostatni piątek marca – są wymagającym testem dla każdej władzy. Wojskowa autokracja rządząca od czterech lat w Naypyidaw nie będzie wyjątkiem. Ze skąpych informacji wynika, że zawaliły się mosty i wiele budynków, w tym zabytkowe pagody. Szpitale są przepełnione, a ocaleni zdani na własne siły.
Wstępne szacunki mówią już o ponad tysiącu ofiar śmiertelnych. Zagraniczni specjaliści dodają, że ciała mogą być liczone w wielu tysiącach. Mundurowi nie zdołają ukryć cierpienia ich bliskich, niedoli rannych i skali zniszczeń materialnych. Co nie oznacza, że nie próbują. Mają w tym wprawę, maskowali m.in. rozmiary czystek etnicznych. Międzynarodowy Trybunał Karny twierdzi, że były to zbrodnie przeciwko ludzkości, za które ściga listem gończym przywódcę junty gen. Mina Aunga Hlainga.