Przez Stambuł i inne tureckie miasta przeszły w weekend największe od ponad dekady demonstracje. To reakcja na aresztowanie burmistrza Stambułu Ekrema Imamoğlu, najgroźniejszego rywala prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana (w obu nazwiskach „ğ” nie jest wymawiane, przedłuża tylko poprzedzającą głoskę). Do starć z policją, po których zatrzymano ponad 1100 osób, doszło mimo że władze zakazały protestów, a nawet czasowo zabroniły wjazdu do Stambułu osobom tam niezameldowanym – coś takiego wydarzyło się ostatnio w XVII w., gdy sułtan obawiał się buntów chłopskich.
Aresztowanie Imamoğlu to równie bezprecedensowe wydarzenie. Erdoğan, który niepodzielnie rządzi Turcją od 2002 r., podporządkował sobie wymiar sprawiedliwości i co bardziej niebezpiecznych rywali wsadza do więzień pod naciąganymi zarzutami. W 2016 r. taki los spotkał lidera partii kurdyjskiej, który do dziś nie odzyskał wolności. Ale Imamoğlu to lider Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), ugrupowania Kemala Atatürka, założyciela współczesnej Turcji, i wciąż największej siły opozycyjnej.