Katastrofa nad Potomakiem to koszmar, który czeka na wyjaśnienie. Jednym z wątków jest to, że wojskowy pilot śmigłowca Black Hawk używał tzw. gogli noktowizyjnych. Urządzenie ma pomagać w ciemności, ale nie ułatwia pilotażu. Trzeba dużo ćwiczyć, choć niekoniecznie w pobliżu lotnisk.
Uderzenie wojskowego śmigłowca w schodzący do lądowania samolot pasażerski, znajdujący się na wyznaczonej i rutynowej ścieżce podejścia do lotniska, nie powinno było się zdarzyć. To jasne. Już kilka godzin po katastrofie prezydent Donald Trump zaczął publiczne rozważania, „dlaczego śmigłowiec wleciał w samolot”.
Jak działa noktowizja
O ile nie zaistniały jakieś nadzwyczajne okoliczności, Black Hawka nie powinno było tam być – zgodnie mówią zapraszani do wygłaszania opinii znawcy lotniczych procedur, zastrzegając, że dopóki wszystko nie jest wyjaśnione, nic nie jest pewne. Niemal dobę po katastrofie, która pochłonęła życie wszystkich osób na pokładach, nie wiadomo o żadnych nadzwyczajnych okolicznościach uzasadniających przecięcie trasy regionalnego odrzutowca Bombardier przez wojskowy helikopter.
Miał to być zwykły powrót na lotnisko dla załogi samolotu i rutynowy lot szkoleniowy dla załogi śmigłowca. Niepotwierdzone na razie informacje mediów sugerują, że wojsko mogło ćwiczyć w Waszyngtonie zadania związane z ewakuacją członków rządu. Czy to uzasadnia lot w pobliżu lotniska im. Ronalda Reagana w czasie, gdy miała tam lądować maszyna American Airlines?
Było już ciemno, ale wcale nie tak późno – 20:48 czasu waszyngtońskiego. Na amerykańskich lotniskach, zwłaszcza regionalnych (a taką rolę odgrywa port Reagana), to wieczorny szczyt przylotów. W momencie zderzenia samolot był nad rzeką, kilkaset metrów od progu pasa. Z kokpitu już było widać światła drogi lądowania odległej o niecały kilometr.