Trump mrozi USAID. Ten dekret mocno uderza też w Polaków. „Rób, co każę, albo płać mi haracz”
Spośród wszystkich decyzji, które Donald Trump podjął od czasu zaprzysiężenia, ta będzie miała być może największe konsekwencje, przynajmniej jeśli chodzi o liczbę osób nią dotkniętych. USAID, federalna agenda zajmująca się pomocą rozwojową, na 90 dni straci wszystkie środki operacyjne. Pięniędzy nie można wydawać, dopóki jej projekty nie przejdą audytu. W federalnej terminologii to tzw. stop work order, dosłownie: natychmiastowe odejście od biurka.
Trump i Rubio kończą z wolontariatem
Biorąc pod uwagę skalę działalności i budżet USAID (ok. 40 mld dol.), to decyzja o ogromnym znaczeniu. Instytucja powstała w 1961 r., zatrudnia blisko 10 tys. osób na całym świecie. W opinii ekspertów była jednym z najlepiej zarządzanych i kluczowych elementów amerykańskiej polityki zagranicznej. W poprzedniej kadencji szefową USAID była Samantha Power, była ambasador przy ONZ, wcześniej dziennikarka, laureatka Pulitzera. A przede wszystkim postać niesamowicie ważna dla amerykańskiej polityki minionej ery. Bliska współpracowniczka Baracka Obamy, napisała książkę o wiele mówiącym tytule „The Education of an Idealist”. Dyplomatka mocno przywiązana do wartości liberalnych i praw człowieka.
Choć USAID technicznie nie do końca zależy od Departamentu Stanu, bo szefa agencji wskazuje prezydent, a nominację musi zatwierdzić Senat, w sprawach operacyjnych jego bezpośrednim przełożonym jest sekretarz stanu. Tymczasem Marco Rubio w oświadczeniu dostępnym na stronie korpusu dyplomatycznego USA podważył właściwie wszystkie zasady, którymi kierowała się Power. „Wsparcie zagraniczne to nie pomoc charytatywna. Musimy być pewni, że te pieniądze są dobrze wydawane. To mniej niż 1 proc. naszego budżetu, ale mają spore znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego”.
Narracja wokół pomocy rozwojowej zmienia się zatem z humanitarnej i rozwojowej na skupioną wokół bezpieczeństwa. Ameryka nie będzie przekazywać pieniędzy, ale inwestować tam, gdzie widzi dla siebie zagrożenia, którym może odpowiednio szybko zapobiec.
Działania Trumpa i Rubio wywołały wstrząs sejsmiczny zarówno w USA, jak i w oddziałach zagranicznych USAID. Jak donosi publiczne radio NPR, powołując się na dokumenty rozsyłane przez nowe kierownictwo agencji, zwolniono już 390 osób, przede wszystkim pracowników kontraktowych zatrudnionych w Ameryce. W poniedziałek wieczorem, donosi NPR, odsunięto od zadań kilkanaście osób ze ścisłego kierownictwa USAID. Jak napisał w liście do pracowników Jason Gray, p.o. szefa agencji, doszły go słuchy na temat łamania dekretu Trumpa i kontynuowania projektów – zwolnienia i przymusowe urlopy miały być karą za tego typu zachowania. Niektórzy pracownicy, zachowując anonimowość, powiedzieli reporterom NPR i amerykańskiego wydania „Politico”, że w instytucji trwają przesłuchania. Nowe szefostwo odpytuje ponoć dyplomatów z ich planów na najbliższe cztery lata oraz jasno ustala, czy zamierzają łamać wytyczne Białego Domu i Departamentu Stanu.
Czytaj też: Donald Trump II rusza. Wie, że głównych obietnic nie spełni. Są powody do zmartwień
USAID: wszystko stoi w miejscu
Jeszcze bardziej dramatyczne są meldunki z terenu. W ostatnich latach największym odbiorcą amerykańskiej pomocy rozwojowej była Ukraina. Jak donosi portal Euromaidanpress, od wybuchu pełnoskalowej wojny Waszyngton przekazał władzom w Kijowie ponad 18 mld dol. Środki zostały zamrożone, a ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Jednym z projektów, który ucierpiał, jest znajdujący się w Winnicy The Veteran Hub, centrum informacji na temat walczących Ukraińców. Euromaidanpress wylicza, że od lutego 2022 r. przeprocesowano tu już ponad 29 tys. zapytań od rodzin żołnierzy.
Placówka zawiesiła działalność na czas nieokreślony. Tak samo jest z innymi inwestycjami – szkołami, szpitalami, centrami opieki nad dziećmi. Wszystko stoi w miejscu – nawet jeśli kliniki mają zapas środków medycznych, to nie wykonują już zabiegów, bo byłoby to sprzeczne z dekretem Trumpa i łamało przepisy federalne.
W niektórych przypadkach, także poza Ukrainą, zawieszenie polityki rozwojowej dosłownie zagraża zdrowiu i życiu tysięcy osób. Jak podaje „The Guardian”, kliniki w niektórych krajach Afryki Subsaharyjskiej odczuły braki zaopatrzenia i nie domagają z powodu wstrzymanych dostaw leków antyretrowirusowych, stosowanych w kuracji pacjentów zakażonych HIV. Programem sponsorującym preparaty jest objętych 20 mln osób na świecie, głównie właśnie w Afryce. Wstrzymano także środki na kampanie edukacyjne dla organizacji walczących o prawa mniejszości seksualnych.
Wybuchła panika, bo decyzja Trumpa nie odnosi się wyłącznie do USAID. Agenda jest oczywiście największą jej ofiarą, bo jej misja statutowa opiera się na realizowaniu pomocy rozwojowej – ale nie tylko te wydatki obcięto. Dekret prezydencki wstrzymuje też m.in. wynoszący 2 mld dol. rocznie wkład w działalność UNHCR, agendy ONZ zajmującej się uchodźcami. To aż jedna piąta budżetu tej organizacji. Szef UNHCR Filippo Grandi rozesłał do podwładnych apel o ograniczenie wydatków do minimum i zaniechanie nowych projektów do czasu wyjaśnienia sprawy.
Podobnie dzieje się w innych organizacjach – część nie komentuje otwarcie działań nowej amerykańskiej administracji i czeka na rozwój sytuacji. Inni, jak Oxfam, mówią wprost, że to cios, po którym cały sektor może się nie podnieść.
Polskie organizacje bez pieniędzy
Polska też odczuwa skutki. Filip Springer, reporter i członek zespołu Instytutu Reportażu, poinformował w mediach społecznościowych, że jego organizacja musiała z dnia na dzień wstrzymać wypłaty z dwóch grantów USAID, w ramach których wspierała redakcje lokalne i ogólnokrajowe. „Musimy zawiesić granty, musimy się wycofać z umów, nie wypłacimy pieniędzy” – pisze Olga Gitkiewicz w komentarzu na stronie ir2.info. Decyzja dotyczy czterech redakcji, odcięte od grantów są też Instytut Spraw Publicznych i Sieć Obywatelska Watchdog Polska.
Nieoficjalne sygnały z Waszyngtonu wskazują, że za 90 dni nic się nie zmieni. Wszystko dlatego, że – jak zauważają analitycy z prestiżowego australijskiego think tanku The Lowy Institute – Trump chce pomoc rozwojową po prostu skomercjalizować. Dyplomację ma realizować sektor prywatny, do którego oddelegowana zostanie część kompetencji.
Na poziomie anegdotycznym widać to już teraz – Marco Rubio, choć jest sekretarzem stanu, odgrywa rolę drugorzędną, gdy najważniejsze ze strategicznego punktu widzenia rozmowy prowadzi np. Elon Musk. W sprawie pomocy rozwojowej ma być podobnie. Już nie USAID, a konkretne amerykańskie firmy będą realizować poszczególne zadania, i to najpewniej przy częściowym chociaż zaangażowaniu finansowym krajów goszczących. Trump nie przesadzał, mówiąc, że zamieni rząd federalny w przedsiębiorstwo. Będzie zarządzane w sposób dyktatorski, z oczekiwaniem całkowitej lojalności. Na zewnątrz będzie tak, jak było z Kolumbią i może jeszcze będzie z Meksykiem, Grenlandią itd. „Rób, co każę, albo płać mi haracz” – oto nowe motto amerykańskiej dyplomacji. Nie ma co się łudzić, że będą wyjątki.