Powiązanie z euro ma nie dopuścić do przegrzania gospodarki wyspy.
Najsilniejszy sentyment do eurowaluty przejawia dziś w Europie Islandia. Minister gospodarki Benedikt Johannesson zapowiedział, że rozważa trwałe powiązanie islandzkiej korony z euro. Aby opanować fluktuację lokalnego pieniądza (który lubi skakać, bo kraj jest mały) i ułatwić handel zagraniczny, uwalniając go od ryzyka walutowego. Po kryzysie sprzed blisko dekady – i upadku trzech głównych banków – nie ma już śladu; przeciwnie – Islandczycy obawiają się dziś raczej przegrzania gospodarki. Sztywny kurs wobec euro też byłby tu narzędziem stabilizującym. W 2016 r. wzrost PKB na wyspie osiągnął 7,2 proc. (a jeszcze nie tak dawno bywał ujemny), inflacja – 1,7 proc., a bezrobocie – 3 proc. Czego chcieć więcej? A wszystko głównie dzięki turystom i nieprawdopodobnej modzie na Islandię. W tym roku liczącą 330 tys. mieszkańców wyspę ma odwiedzić 2,3 mln cudzoziemców, 30 proc. więcej niż przed rokiem. Przemysł turystyczno-hotelowy przeżywa boom, a związek z euro ma być dodatkową kotwicą, aby zachował zdrowy rozsądek.
Maksimum treści, minimum reklam
Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!
Kup dostęp