Grozny w Bostonie
Grozny w Bostonie. Czy Amerykanie mogą czuć się bezpiecznie?
Bomby w czasie maratonu w Bostonie, zatrute listy do Baracka Obamy i senatorów, a na dodatek eksplozja w Teksasie. „Marny tydzień dla Ameryki” – przyznał Ross Douthat z „New York Timesa”, ale zalecił, by nie popadać w depresję, bo 1200 lat świetlnych od Ziemi odkryto właśnie planety, na których może rozwijać się życie.
Rozbrajające, melancholijne westchnienie felietonisty dobrze wyraża nastroje w USA po tragicznych wydarzeniach ubiegłego tygodnia. Prezydent Obama czekał całą dobę z ogłoszeniem, że chodzi o atak terrorystyczny. Tego problemu miało już nie być, miał zanikać, zepchnięty na dalszy plan przez inne – pokryzysowy pesymizm, stagnację na rynku pracy i bezwład w Kongresie, gdzie nawet po masakrze w Newtown (gdzie w szkole zginęło 20 dzieci) ustawodawcy nie są w stanie uchwalić nakazu powszechnej kontroli nabywców broni palnej. A tu nagle, po raz pierwszy od 11 września 2001 r., na ziemi amerykańskiej z rąk terrorystów giną niewinni ludzie.
Maksimum treści, minimum reklam
Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!
Kup dostęp