Społeczeństwo

Odstrzał w Redzikowie. Jak najpotężniejsza armia świata nie radzi sobie z dzikimi zwierzętami

5 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Redzikowo k. Słupska Redzikowo k. Słupska Jan Rusek / Agencja Wyborcza.pl
Na wniosek dowódców Batalionu Ochrony Bazy w Redzikowie radni sejmiku pomorskiego zgodzili się właśnie na eksterminację wszystkich zwierząt żyjących na terenie bazy. Przeciw był tylko jeden: Szymon Redlin z Polski 2050.

Chodzi o sarny, lisy i dziki. Lisy – jak twierdzą wojskowi – przegryzają światłowód, sarny i jelenie niszczą ogrodzenie amerykańskiej bazy rakietowej w Redzikowie, a dziki straszą żołnierzy i rozkopują trawniki. Nie widząc innego wyjścia, dowódcy Batalionu Ochrony Bazy w Redzikowie zwrócili się do władz województwa o zgodę na nielimitowany odstrzał dzikich zwierząt. Radni sejmiku pomorskiego zgodzili się na eksterminację wszystkich zwierząt żyjących na terenie bazy. Przeciw był tylko jeden: Szymon Redlin z Polski 2050. Sześciu innych wstrzymało się od głosu.

Wojskowi bezbronni

Uchwałę zaopiniowały pozytywnie: Polski Związek Łowiecki, Stowarzyszenie na Rzecz Bioróżnorodności i Pomorska Rada Działalności Pożytku Publicznego. Negatywną opinię wydała Regionalna Rada Ochrony Przyrody.

– Jestem gorzko zawiedziony postawą dominującej w sejmiku pomorskim Platformy Obywatelskiej, która wbrew opinii ekspertów, czyli Regionalnej Rady Ochrony Przyrody, tak łatwo pozwala na wybijanie dzikich zwierząt, bo wojskowym ani myśliwym nie chciało się uwzględnić ich obecności przy planowaniu bazy – mówi profesor Andrzej Elżanowski, prezes Polskiego Towarzystwa Etycznego, zoolog i bioetyk, od lat działający na rzecz ochrony praw zwierząt.

Ile i jakiej dokładnie zwierzyny jest w Redzikowie, nie wiadomo. Strona wojskowa nie wyjaśnia też, w jaki sposób zwierzęta przedostają się do bazy. Część na pewno była tam, gdy zaczęto jej budowę, i po prostu uwięziono je w środku.

– Przede wszystkim należy je policzyć – mówi dr hab. Sabina Pierużek-Nowak, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, wiceprzewodnicząca Państwowej Rady Ochrony Przyrody, biolożka i prezeska Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. – Na pewno wojskowi mają na wyposażeniu dron z termowizją.

Zaplanowana masakra

Teren całej bazy to ok. 560 ha, ale w środku jest amerykańska strefa chroniona (wielkości ok. 130 ha) z tarczą antyrakietową, otoczona płotem wyposażonym w systemy elektroniczne. I właśnie kable do tych systemów przegryzają lisy. – Raczej kuny – mówi prof. Pierużek-Nowak. – Lisy nie gryzą kabli. Ale kable można zabezpieczyć.

– Zdumiewające, że US Navy i Wojsko Polskie nie są w stanie zabezpieczyć urządzeń i światłowodów przez zwierzętami, podczas gdy tysiące kilometrów autostrad są skutecznie zabezpieczane odpowiednią siatką – mówi prof. Elżanowski. – Zapewne trzeba istniejące ogrodzenia z czujnikami i kablami odgrodzić odpowiednią zaporą, np. pod napięciem, uniemożliwiającą dostęp zwierzętom. Pozostawianie światłowodów na wysokości płotu jest karygodną lekkomyślnością.

Nie wiadomo również, gdzie dokładnie są zwierzęta.

– Bytują na ograniczonym terenie, który oddzielony jest płotami, płotem zewnętrznym wokół bazy, płotem podwójnym, zwanym obwodnicą, na którym zamontowane są systemy napłotowe z czujnikami ruchu, oraz płotem otaczającym już strefę USA – mówił ppor. Mateusz Pietrzak, uzasadniając na posiedzeniu Sejmiku Województwa Pomorskiego wniosek o wybicie wszystkich zwierząt na terenie bazy. Przekonywał radnych, że „zwierzyna znajduje się w każdej strefie między tymi płotami, gdzie ma ograniczony dostęp do pożywienia i wody, co jest niedopuszczalne pod względem humanitarnym”.

Gdyby tak było rzeczywiście, zwierzęta dawno by wyginęły, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że jest ich coraz więcej. Zwłaszcza dzików, które według podporucznika Pietrzaka „coraz odważniej podchodzą pod same budynki, gdzie znajduje się dyżurka oficera dyżurnego, główne wejście do sztabu oraz wejście do wartowni, ryjąc i niszcząc przy tym trawniki”.

A do tego, jak powiedział podporucznik, „zagrażają zdrowiu i życiu żołnierzy pełniących służbę wartowniczą wokół bazy przy płocie zewnętrznym oraz osób cywilnych pracujących w kompleksie wojskowym”.

– Opowiadanie o biednych żołnierzach, którzy boją się dzików, byłoby zabawne, gdyby nie zmierzało do masakry zwierząt – mówi prof. Elżanowski.

Nie odłów, a eksterminacja

Oficjalnie bazę otwarto w listopadzie ubiegłego roku, ale problemy ze zwierzętami były już na etapie budowy. Wojskowi przeprowadzali akcje odłowu dzikiej zwierzyny, które jednak nie były skuteczne np. wobec lisów i saren. W 2020 r. amerykańscy wojskowi zaapelowali do władz województwa o usunięcie zwierząt. Wtedy po raz pierwszy i chyba ostatni je policzono i okazało się, że w otoczonej elektronicznym płotem bazie mieszkają: 4 kuny, 53 dziki, 19 jeleni, 24 sarny, 10 lisów, 26 zajęcy, osiem borsuków, sześć jenotów i dwa tchórze. Radni sejmiku pomorskiego wydali wtedy zgodę na odłów i odstrzał ok. 150 zwierząt. A więc tylu, ile policzono. Musiało jednak zostać ich sporo, bo już po 3 latach, kolejną uchwałą, zezwolono na wybicie następnych 160 szt. Wtedy, podobnie jak dziś, protestowała Regionalna Rada Ochrony Przyrody, wskazując na powtarzalność problemu na wszystkich zamkniętych terenach wojskowych i konieczność wypracowania sposobów eliminacji obecności zwierząt, by nie było konieczności niehumanitarnej ich eksterminacji. Rada sugerowała również, by wojsko rozwiązało problem szczelności ogrodzenia i odpowiednich zabezpieczeń.

Teraz jest zgoda na całkowitą eksterminacją dzikiej zwierzyny. Już nawet nie wspomina się o odłowie i wywiezieniu, argumentując to tym, że przy poprzednich próbach sarny i jelenie, wpadając do zapadni, łamały sobie nogi. A dzików z uwagi na ASF nie można przewozić.

– Do odłowu powinno się używać siatek, a nie zapadni – mówi prof. Sabina Pierużek-Nowak, która doradzała przy kilku projektach dotyczących odłowu jeleni i saren dla celów naukowych po to, by założyć im obroże telemetryczne. – Ale to bardzo trudne i żmudne zadanie. Zajęłoby wiele miesięcy.

Plan bez konkretów

A żołnierze są raczej ekspertami od zabijania, nie od odławiania zwierzyny. Nie wydaje się przy tym, by wojsko konsultowało się z biologami zajmującymi się dużymi ssakami. – Ze mną nikt nie rozmawiał – mówi prof. Nowak. – A mam regularnie wezwania, kilka w ciągu roku, z poligonów czy baz wojskowych, żebym przyjechała odłowić wilka, bo wartownicy się boją.

O problemie zwierząt w Redzikowie nie wiedzą także profesorowie Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży Rafał Kowalczyk i Krzysztof Szmidt.

Nie wiadomo też, kto ma wybić zwierzęta z Redzikowa.

– Taka eksterminacja wobec małych ssaków, takich jak kuny, i tak nigdy nie będzie w pełni skuteczna i zapewne za chwilę ktoś, kto lubi masakry wszystkiego, co się rusza, znowu wystąpi o pozwolenie na redukcję populacji – mówi prof. Andrzej Elżanowski.

Jest zatem bardzo mało prawdopodobne, by zaplanowana okrutna rzeź przyniosła rozwiązanie problemu.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Patologie psychobiznesu, czyli jak celebryci z sieci „kształcą” terapeutów. Tu chodzi o kasę

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza
05.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną