Echa tragedii w Siedlcach. Ratownicy medyczni domagają się ochrony
Do tragedii w Siedlcach doszło w minioną sobotę. Ratownicy zostali wezwani do mężczyzny z obrażeniami głowy. Na miejscu okazało się, ż 59-letni Adam Cz. jest pijany. I kiedy usłyszał, że wymaga zaopatrzenia rany w warunkach szpitalnych, rzucił się na ratowników, którzy przyjechali mu pomóc. 64-letniego Cezarego L. ugodził nożem w klatkę piersiową. Jego kolegę z zespołu ratowniczego Mariusza M., usiłującego obezwładnić pijanego napastnika, zranił w rękę.
Cezary L. nie przeżył ataku. Adam Cz. trafił początkowo do szpitala, ale sąd zgodził się, by trafił do tymczasowego aresztu na trzy miesiące, o co wnioskowała prokuratura. Kondolencje rodzinie zabitego ratownika złożyli premier Donald Tusk i ministrowie zdrowia Izabela Leszczyna i spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak. A ratownicy zażądali od decydentów zdecydowanych działań mających zapewnić im bezpieczeństwo podczas interwencji medycznych.
Kolejny atak na ratownika
Do spotkania doszło kilka dni po tragedii, w środę 29 stycznia. Przedstawicielom trzech resortów ratownicy przekazali postulaty środowiska. Jak poinformowała ministra Leszczyna, w Ministerstwie Sprawiedliwości urzędnicy analizują, jak państwo wykorzystuje obecne przepisy zabezpieczające funkcjonariuszy publicznych, bo taki status mają ratownicy medyczni. W kwestiach bezpieczeństwa ratowników ministra zapowiedziała kursy samoobrony dla nich, tak by znali nie tylko techniki i zasady ratowania życia, ale też obezwładniania agresorów, osób pobudzonych itd. Analizowana będzie także możliwość wprowadzenia monitoringu wizyjnego, np. w postaci kamer nasobnych, takich, jakie mają policjanci. Leszczyna zapowiedziała kampanię edukacyjną tłumaczącą rolę ratowników w społeczeństwie.
Tragedia w Siedlcach to niejedyny akt agresji wobec ratowników. Do kolejnego ataku doszło w tym tygodniu w Warszawie, gdzie ratownicy otrzymali zgłoszenie dotyczące mężczyzny wymagającego pomocy z powodu urazu głowy. Rannego przewieziono karetką na SOR w szpitalu przy ul. Lindleya. Mężczyzna w karetce zasnął, ale po ok. 1,5 godz. obudził się i usiłował wyjść z auta. Ratownika, który usiłował go uspokoić, uderzył w twarz. Napastnik był pijany, jak się okazało miał ponad 1,5 prom. alkoholu we krwi.
Specjalny status ratownika
Status funkcjonariusza publicznego podczas wykonywania obowiązków powoduje, że znieważenie czy napaść na ratownika, tak jak na policjanta, są uznawane za przestępstwo, za które grozi kara więzienia nawet do 3 lat (w przypadku naruszenia nietykalności fizycznej) lub do roku (przy zniewadze). Zapisy gwarantujące ratownikom medycznym bezpieczeństwo reguluje art. 5, ust. 1 ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym oraz art. 222, par. 1 kodeksu karnego. Sami ratownicy alarmują jednak, że napastnicy nie tylko nie zdają sobie sprawy z istnienia tych przepisów, ale też nie ma swoistego systemu „odstraszania”, który wynikałby z nieuchronności kary – sądy napaści fizyczne czy znieważanie ratowników medycznych traktują łagodnie.
Nie ma też danych dotyczących skali agresji tak fizycznej, jak i werbalnej wobec ratowników, co pozwoliłoby ocenić problem i podjąć stosowne działania. Dopiero kilka dni temu w Krajowej Izbie Ratowników Medycznych został zawiązany samorząd, który ma takie dane zbierać i monitorować skalę zagrożeń. To o tyle istotne, że sami ratownicy często nie zgłaszają napaści, szczególnie tych słownych, ze względu na biurokrację i czas. I jak przyznają, z agresją słowną, wyzwiskami, awanturami stykają się codziennie. Z atakami fizycznymi rzadziej, ale to nie znaczy, że ich nie ma. Tragedie takie, do jakiej doszło w Siedlcach, zdarzają się niezwykle rzadko.