Trump, mistrz negocjacji. To, co robi z cłami, jest tak śmieszne, że aż niewesołe
Dzień bez ustalania nowych ceł to dla Trumpa dzień stracony. Dlatego w ramach swojej ulubionej rozrywki (zawsze powtarzał, że będzie się przy wprowadzaniu ceł dobrze bawił) ogłosił, że wstrzymuje podwyżki ceł na 90 dni. W tym czasie wszyscy będą płacili stawkę podstawową, którą ogłosił niedawno, czyli 10 proc. Powód: kilkadziesiąt krajów grzecznie ustawiło się w kolejce i chce negocjować nowe zasady handlu z USA. I tylko Chiny są niegrzeczne i się buntują. Więc dostaną kolejną karę, co da im łącznie 125 proc. cła. Reszta niech przez 90 dni przemyśli swoje grzechy, jak okradała USA, eksportując na jej rynek towary.
Czytaj także: Trump „wyzwala” Amerykę cłami. Odegrał spektakl, który oznacza wojnę handlową. Nikt jej nie wygra
„Cła Trumpa”, serial nie do śmiechu
Gdyby to był scenariusz jakiegoś sitcomu, można byłoby uznać, że scenarzystów troszkę poniosło, ale to się dzieje naprawdę. Cały świat patrzy oniemiały, co robi i co mówi przywódca największego kraju świata, i nikomu nie jest do śmiechu. Zwłaszcza ludziom biznesu i politykom. Analitycy pytani o skutki ceł prezydenta Trumpa często nie wiedzą, co powiedzieć, bo wszystko mieści się poza skalą. Nie pomaga też analiza komputerowa, bo ekonometryczne modele aż takich kataklizmów nie przewidują.
Każdego dnia otrzymujemy kolejny odcinek serialu „cła prezydenta Trumpa”. I już nam się wydaje, że coś zaczynamy rozumieć, a tu przychodzi następny dzień i następny odcinek. W nim zaś główny bohater zmienia decyzję o 180 stopni albo ją odracza. Albo, przeciwnie, doprowadza wydarzenia do granic absurdu. Najpierw był „Dzień Wyzwolenia”, kiedy w ogrodzie różanym przed Białym Domem Trump ogłaszał nowe stawki celne na towary importowane z całego świata. Trzymając tablicę z nowymi cłami, komplementował większość narodów, mówiąc najczęściej, że ich lubi, ale oni okradali latami USA, więc teraz w ramach ceł wzajemnych dostaną kilkadziesiąt procent cła. Bo stawka podstawowa dla wszystkich to było 10 proc., a dla specjalnych klientów, mających dużą nadwyżkę w handlu towarami z USA, były stawki specjalne. Unia Europejska dostała 20 proc., Azja Południowo-Wschodnia ponad 40 proc., ale najwyższe – 50 proc. – dostało Lesotho, maleńki kraik, enklawa na terenie RPA. Bo ma kilkanaście fabryk odzieżowych, gdzie szyte są dżinsy na eksport do Ameryki. A ponieważ nie stać go na znaczące zakupy czegokolwiek z USA, bo PKB Lesotho wynosi 2 mld dol., to procentowa wartość dżinsowej nadwyżki okazała się taka, że trumpowski przelicznik kazał nałożyć cło wzajemne w wysokości 50 proc. Jeśli Lesotho chce dalej żyć z dżinsów, niech przeniesie fabryki do USA i zatrudni Amerykanów. Śmieszne, ale niewesołe, zwłaszcza że ten przelicznik to, jak się okazuje, wymyślił ChatGPT albo inna sztuczna inteligencja.
Czytaj także: Giełdowe trzęsienie ziemi. W tej wojnie na cła Europa ma tylko jedną sensowną formę odwetu
Chiny na celowniku
Oczywiście najważniejszym krajem na celowniku Trumpa są Chiny. To jego obsesja, którą pielęgnował już za pierwszej kadencji, podsycana przez ekonomicznego doradcę prof. Petera Navarro, który Trumpa w antychińskim radykalizmie umacnia, uzbraja w argumenty, zwłaszcza związane z teoriami spiskowymi, bo są jego specjalnością. Oficjalnie jest dziś starszym doradcą ds. handlu i produkcji Białego Domu i to on jest w dużym stopniu motorem polityki celnej Trumpa.
Chiny dostają cła Trumpa co chwila. Najpierw jeszcze w lutym, kiedy wojował z Meksykiem i Kanadą, Chiny dostały 20 proc., potem było 34 proc. w Dniu Wyzwolenia, czyli w sumie już 54 proc. Pekin odpowiedział na początku delikatnie niewielkimi cłami odwetowymi na amerykański eksport. Ale na 54 proc. odpowiedział już cłem 34-procentowym. To Trumpa rozsierdziło, bo ostrzegał, że jak ktoś będzie podskakiwał i wprowadzi cła odwetowe, to dostanie jeszcze karną podwyżkę. Chiny powiedziały, że się nie boją, więc Trump dorzucił im kolejne 50 proc. I tak doszliśmy do 104 proc. Na to Pekin odpowiedział tym samym i dla Amerykanów ustalił stawkę 84 proc. No to teraz ruch Trumpa – 125 proc. To strategia zwana tit for tat, czyli wet za wet, doprowadzona już do granic absurdu, bo cło 104 czy 125 proc. to już bez znaczenia. Nikt nie będzie czegokolwiek importował, płacąc tak astronomiczny podatek.
Trump, mistrz negocjacji
Zawieszenie ceł na 90 dni to według Trumpa czas, by rozładować kolejkę chętnych do rozmów z Amerykanami o nowych warunkach handlu. Oczywiście to jest informacja na dziś, bo jutro może się okazać coś innego. W Dniu Wyzwolenia przekonywał, że nowe taryfy są nienegocjowalne, a teraz czeka na telefon z Pekinu i dziwi się, że nie dzwonią. Dziś narracja jest taka, że Trump – mistrz negocjacji – wcześniej budował przewagę negocjacyjną, a teraz może siąść do rozmów i zawierać umowy na swoich warunkach. Bo, jak tłumaczył, jeśli się jedzie na ścianę, to trzeba w pewnym momencie przyhamować.
Fact-checkingowe amerykańskie serwisy już nie nadążają prostować wszystkich ekonomicznych bzdur, które wygłasza Trump i jego współpracownicy. Nie wiadomo, czy to strategia, czy zwykły bałagan, ale każdy mówi co innego. Jedno mówi Trump, co innego jego młoda rzeczniczka Karoline Leavitt, co innego sędziwy Peter Navarro, a jeszcze co innego Elon Musk. Navarro i Musk toczą zresztą otwarte boje, obrzucając się w mediach impertynencjami. Wiele wskazuje, że jest to świadoma taktyka, zwana przez Amerykanów flood the zone, czyli zalewanie strefy.
To pojęcie ze sportu, ale stosowane w sytuacji, gdy infosferę świadomie zalewa się bardzo dużą ilością informacji, tak by odbiorcy się pogubili i nie zwracali uwagi na inne ważniejsze wydarzenia dziejące się gdzieś na zapleczu. Tę taktykę do Białego Domu wprowadził w czasie pierwszej kadencji Steve Bannon, guru amerykańskiej alt-prawicy. Swoim współpracownikom serwował dosadniejszą instrukcję: flood the zone with shit, czyli by strefę „zalać gównem”. I choć Bannona w Białym Domu już nie ma, jego instrukcja jest nadal realizowana.
W czwartek Biały Dom wyjaśnił, że informacja, iż cło na towary z Chin wynosi obecnie 125 proc., jest nieprecyzyjna, bo nie uwzględnia dodatkowego cła w wysokości 20 proc. W sumie więc aktualna stawka taryfowa to 145 proc. A i Chiny nie pozostały w tej wymianie bierne, podniosły cła na towary importowane z USA z 84 do 125 proc.