Giełdowe trzęsienie ziemi. W tej wojnie na cła Europa ma tylko jedną sensowną formę odwetu
Spokojnie wytrwamy – pisze premier Donald Tusk na platformie X należącej do Elona Muska, sojusznika prezydenta Donalda Trumpa. To komentarz do załamania na światowych giełdach po zapowiedzi nowych amerykańskich ceł, które obejmą 9 kwietnia praktycznie cały świat. Najbardziej poszkodowane są na razie rynki azjatyckie (wiele tamtejszych krajów na czele z Chinami to przecież ważni eksporterzy), ale również w Europie spadki na giełdach są potężne. Na szczęście indeks WIG20 po fatalnym porannym otwarciu (spadek o ok. 6 proc.) i popołudniowym zamknięciu na godzinę („ze względów bezpieczeństwa”) powoli odrabia straty.
Do czego dąży Trump?
Tąpnięcie na giełdach ma na razie charakter psychologiczny – inwestorzy nie reagują w ten sposób na to, co jest, ale na to, co może być. Boją się recesji, w którą cały świat może wpędzić Trump. Nie wiadomo bowiem, jaka jest jego strategia. Czy chce głównie nastraszyć i zmusić do negocjacji, a gdy uzyska pewne ustępstwa, obniży bądź zawiesi cła? Czy może chce rzeczywiście przemodelować relacje gospodarcze z resztą świata i trwale obniżyć amerykański import? W tym przypadku firmy, dla których Stany Zjednoczone były dotąd ważnym partnerem, muszą się dostosować do nowej rzeczywistości, czyli znaleźć innych klientów i – przynajmniej tymczasowo – obniżyć produkcję. A to rzeczywiście w wielu krajach, zwłaszcza tych mocno uzależnionych od eksportu, doprowadzi do spadku Produktu Krajowego Brutto.
Strategia Trumpa może oznaczać wyższą inflację w Stanach Zjednoczonych, skoro tam zdrożeją produkty importowane (z powodu ceł). Przy okazji z pewnością amerykańscy producenci też podniosą niektóre ceny, skoro więcej będą musieli zapłacić za surowce czy podzespoły. Dla reszty świata wojna handlowa oznacza raczej spadek, a nie wzrost cen, bo firmy będą próbowały znaleźć nowe rynki zbytu dla swojej nadmiarowej produkcji. Z punktu widzenia polskiej gospodarki bezpośrednie straty powinny być ograniczone (na szczęście stosunkowo mało eksportujemy do Ameryki), ale te pośrednie trudno oszacować. Na przykład z powodu szkód w przemyśle niemieckim, dla którego polskie firmy są ważnymi poddostawcami.
Tomasz Bielecki: Cła Trumpa. UE szykuje „odwet z pozycji siły”. Już nie tylko dżinsy czy motocykle
Jedyna sensowna forma odwetu
Jakiekolwiek negocjacje z Trumpem z punktu widzenia Europy mają obecnie niewielki sens. Z jego wypowiedzi wynika, że nie może wybaczyć naszemu kontynentowi (poza nierównowagą w finansowaniu NATO) nadwyżki w wymianie handlowej z Ameryką. Oczywiście Trump uporczywie bierze pod uwagę wyłącznie handel produktami, a nie usługami, w przypadku których to Stany Zjednoczone, przede wszystkim z powodu cyfrowych gigantów, mają znaczną nadwyżkę w wymianie z Unią Europejską. I to właśnie nacisk na te koncerny jest dzisiaj dla nas jedyną sensowną formą odwetu w tej wojnie handlowej. Niech płacą wyższe podatki w Europie, jeśli chcą tutaj dalej prowadzić biznes na dotychczasowych zasadach. A przede wszystkim – niech podlegają skuteczniejszej regulacji, skoro w wielu przypadkach mają pozycję monopolistyczną. Jak ma boleć, niech boli wszystkich. Może wówczas szefowie potęg technologicznych przestaną być tak ulegli wobec Trumpa. Tylko czy nie należałoby zacząć od tego, żeby polski premier przestał się komunikować ze społeczeństwem przez amerykańskie media społecznościowe?