Taką sensacyjną wiadomość podał serwis Politico, na ogół dobrze poinformowany i unikający sensacji. Rzeczniczka Białego Domu natychmiast oświadczyła, że to fake news, zaprzeczył temu także sam Musk. Zgodnie z zasadą, że najbardziej wiarygodne są informacje zdementowane, trzeba uznać, że najbogatszy człowiek świata, nazywany współprezydentem USA, rzeczywiście opuści Waszyngton.
Zresztą podobną informację – że na posiedzeniu rządu Trump miał przekazać współpracownikom, iż po 130 dniach swojej misji specjalnego pracownika rządowego Musk odchodzi – podała stacja NBC News. Powód: status „specjalnego pracownika rządowego” pozwala pracować dla rządu jedynie przez 130 dni w ciągu roku. Szybki rachunek wskazuje, że 130 dni minie pod koniec maja. Czyżby Trump przejął się przepisami prawa pracy? Czy to możliwe?
Na razie oficjalna wersja Białego Domu jest taka, że misja Muska skończy się 4 lipca 2026 r. i będzie ją pełnił do końca, bo wykonuje wspaniałą robotą. Efektem tej roboty jest 275 240 zwolnionych etatów w administracji federalnej spośród 2,3 mln zatrudnionych. Musk obiecał, że w sumie wyciśnie 2 bln dol., a Trump już wie, jak te pieniądze dobrze wydać, żeby potwierdzić swoje najnowsze czapeczkowe hasło „Trump Was Right About Everything!” („Trump miał rację we wszystkim”). Jeszcze na dobre nie zaczął, a już wiadomo, że miał rację.
Coraz większy balast
Dlaczego tak naprawdę Musk musi już odejść? Bo stanowi dla Trumpa i jego ekipy coraz większy balast, twierdzi waszyngtońska korespondentka Politico, która przeprowadziła rozmowy z kilkoma insiderami z najbliższego prezydenckiego kręgu. Współpracownicy zwracają uwagę, że Musk jest niesterowny i nieprzewidywalny, nigdy nie wiadomo, co powie, co zrobi, co napisze na swoim profilu w swoim serwisie X. Robi wrażenie, jakby się bawił, a łamanie zasad protokołu i procedur Białego Domu było jednym z jego z zadań. Podczas posiedzeń rządu spaceruje, zawsze w swojej ciemnej czapeczce MAGA (nie czerwonej), której nie zdejmuje, choć nie powinien się wstydzić swojej bujnej przeszczepionej czupryny.
Lubi przy prezydencie robić show, co wyraźnie Trumpa deprymuje, a Trump jako zawodowy showman nie znosi konkurencji. Było to widać podczas nominacji, kiedy w Gabinecie Owalnym powierzał Muskowi stanowisko szefa DOGE. Musk w płaszczu i czapce, z czteroletnim synem o imieniu – proszę się nie śmiać – XÆA-Xii wygłaszał półgodzinne przemówienie, przerywane co pewien czas przez malca.
Skargi Muska i na Muska
Współpracownicy Trumpa narzekają, że Musk krąży po budynkach Białego Domu (to wielki kompleks), wszędzie ma wstęp i nie wiadomo po co zagląda do różnych miejsc. Może szuka dodatkowych oszczędności, co przeraża już członków administracji Trumpa, którzy skarżą się, że wyrzuca z pracy ich najcenniejszych pracowników, a to grozi paraliżem działalności struktur państwa.
Ze skargami do prezydenta chodzi też sam Musk – że mu rzucają kłody pod nogi. Tak jak skarżył się na dyrektora generalnego poczty Stanów Zjednoczonych Louisa DeJoy. US Postal Service zatrudnia 640 tys. pracowników i w tym roku spodziewa się 9,5 mld dol. straty, więc jest na celowniku Muska. Nie przypadł mu do gustu zbyt skromny plan oszczędnościowy i DeJoy musiał się podać do dymisji.
Czytaj także: Autokrata Musk. Stoi za Trumpem, teraz chce urządzać Europę. Zaczął od Niemiec
Musk Trumpowi imponuje
Odwiedza prezydenta nieustannie, ponoć rozmawiają codziennie. Trump ma do niego słabość, jest mu wdzięczny nie tylko za te niebagatelne 277 mln dol., jakie Musk wydał na jego kampanię wyborczą, ale i za to, że wziął na siebie rolę piorunochrona. Bo społeczny gniew zwalnianych z pracy dziesiątków tysięcy Amerykanów w pierwszej kolejności spada na Muska. Prowadzi to do antymuskowych demonstracji, bojkotu Tesli i palenia samochodów.
Musk mu imponuje, bo odniósł sukces w tylu dziedzinach, jest najbogatszym człowiekiem świata, a on prostym miliarderem. Doszedł do wszystkiego sam, a nie odziedziczył po tatusiu. „Zatrzymałbym go tak długo, jak tylko mógłbym go zatrzymać” – deklaruje Trump, ale spin doktorzy radzą mu, by się go pozbył, bo jest zbyt ryzykownym bagażem na pokładzie Białego Domu. Dowiodły tego wydarzenia ostatnich dni, gdy Musk wyłożył na kampanię wyborczą nowego sędziego do Sądu Najwyższego Wisconsin 20 mln dol. (znowu rekord), a mimo to wybrano liberalną kontrkandydatkę i to z dużą przewagą głosów. Co spin doktorzy prezydenta uznali za dowód rosnącej społecznej wrogości wobec Muska, a przez to i prezydenta. Partia Republikańska ma w perspektywie wybory uzupełniające do Senatu w 2026 r., dlatego doradcy Trumpa radzą mu, by trochę z Muskiem przyhamował.
Czytaj także: Tesla Takedown, czyli Teslę niszcz. Czy da się w ogóle coś zrobić, by zabolało Elona Muska?
Wymknie się spod kontroli?
A wyhamowanie Muska nie jest łatwe, bo w każdej chwili może się wymknąć spod kontroli. Problemem jest jego choroba, bo cierpi na neuroatypowość – oficjalnie przyznał się do zespołu Aspergera. Czyli ma trudności w nawiązywaniu relacji społecznych, problemy ze zrozumieniem norm społecznych, skupia się na nietypowych zainteresowaniach. To nie są cechy dobre dla polityka, a jeśli do tego dodamy muskowe ADHD i gigantyczne ego, przekonanie o własnej genialności i nieomylności, dostajemy mieszankę wybuchową, która przerasta nawet Trumpa. Dlatego prezydent miał stwierdzić, że Musk musi ostatecznie wrócić do swoich firm. Zwłaszcza do Tesli, którą trawi kryzysowy pożar. Zresztą pożary trawią także same auta, podpalane coraz częściej w salonach przez zrewoltowanych Amerykanów, a ostatnio także przez obywateli innych krajów, których dotknęła polityka celna Wielkiego MAGA.