Kres złudzeń. Wielka Brytania zamyka puby
Kres złudzeń. Brytyjczycy zamykają puby, będą walczyć z wirusem
„Najlepszy czas do działania już minął. Drugi najlepszy moment to teraz. W walce z koronawirusem już zmarnotrawiliśmy zbyt wiele dni” – w ten sposób zaczyna się piątkowy wstępniak „Guardiana”. To gorzka, ale zdecydowanie aprobująca reakcja na decyzję rządu Borisa Johnsona o wprowadzeniu ograniczeń w związku z rozprzestrzenianiem się na Wyspach nowego koronawirusa.
Czytaj też: Wielka Brytania walczy z koronawirusem po swojemu
Jednak aktywna walka z pandemią
Wielka Brytania zamyka wreszcie puby, bary, kawiarnie, kina i uruchamia bezprecedensowy finansowy plan pomocowy dla obywateli, których pandemia Covid-19 pozbawiła możliwości zarobkowania. Rząd z dnia na dzień zdał sobie sprawę, że to nie wiosenna burza, a cud wywołany ekspozycją całej populacji na SARS-CoV-2 raczej się nie wydarzy.
Decydujący, jak się wydaje, wpływ na tę zmianę kursu miały wyniki nowych badań opublikowanych przed paroma dniami przez Imperial College COVID-19 Response Team (pisaliśmy o nich wyczerpująco). Brytyjscy naukowcy pod kierownictwem Neila Fergusona zasilili swój model najświeższymi danymi z Włoch. Efekt symulacji był jednoznaczny: brak ograniczeń w funkcjonowaniu obywateli i państwa doprowadzi wkrótce do zapaści systemu opieki zdrowotnej. Zamiast łagodzić, Brytyjczycy muszą aktywnie walczyć z pandemią.
Funkcjonująca przy brytyjskim rządzie Scientific Advisory Group for Emergencies (SAGE) upubliczniła kilkadziesiąt dokumentów. Część z nich to publikacje naukowe, część to wstępne oceny sytuacji, niektóre z pierwszymi konkretnymi decyzjami. Oto najciekawsze fragmenty i wnioski.
LICZBY
- Na podstawie danych z Wuhanu Brytyjczycy zakładają, że wartość bazowego współczynnika reprodukcji (R0 – spodziewana liczba przypadków infekcji powodowanych przez jedną zakażoną osobę przy założeniu, że cała populacja jest podatna na infekcję) wynosi 2–3. Gdyby ten współczynnik miał taką wartość także w Wielkiej Brytanii, zainfekowane zostanie 80 proc. populacji.
- Wydaje się, że (średnia) śmiertelność waha się w granicach 0,5–1 proc. Dla ludzi poniżej 20. roku życia wynosi 0,01 proc., dla ludzi po 80. roku życia – 8 proc.
- Śmiertelność wśród osób hospitalizowanych wynosi ok. 12 proc. Waha się od 4 proc. wśród tych, którzy nie ukończyli 50. roku życia, do 20 proc. wśród tych, którzy ukończyli lat 80.
- Hospitalizacji wymaga 2 proc. chorych poniżej 50. roku życia, 44 proc. po 80.
METODY TŁUMIENIA
- SAGE uważa, że na przesunięcie szczytu zachorowań, redukcję liczby zachorowań w szczycie i poza nim wyraźny wpływ mieć będzie zastosowanie dopiero kilku ograniczeń w kontaktach społecznych jednocześnie (więcej w naszym tekście o modelu matematycznym Neila Fergusona). Nie ma jednak pewności, czy pozwoli to na kontrolowanie epidemii przez dłuższy okres. Strategia ta powinna być stosowana tak długo, jak „wydaje się to praktyczne” – przynajmniej podczas pierwszego szczytu zachorowań.
- Zakłada się, że bardzo istotną rolę w dynamice pandemii odgrywają dzieci, mimo że często przechodzą chorobę bezobjawowo. Ale masowe zamknięcie szkół będzie miało znaczenie wyraźnie mniejsze niż w przypadku grypy. Przesunie w czasie szczyt zachorowań, ale nie zmieni ogólnej ich liczby.
- Wydaje się, że metodą nieprzeciążającą systemu opieki zdrowotnej jest okresowe włączanie i wyłączane ograniczeń. Musi to potrwać co najmniej rok. W tym okresie przez co najmniej pół roku obowiązywać będą ściślejsze normy social distancing.
- Interwencja rządu będzie miała sens, jeśli potrwa dwa–trzy miesiące. Przedwczesne odwołanie ograniczeń może dać skutek w postaci nowej pandemii i przedłużenia transmisji do zimy 2020. Ale za wcześnie jeszcze orzekać dokładnie.
- Wydaje się, że rygorystyczne ograniczenia zastosowane w Wuhanie obniżyły współczynnik reprodukcji do wartości mniejszej niż 1, ale nie ma pewności, czy ich zniesienie nie doprowadzi do drugiego szczytu zachorowań.
- Przykłady Singapuru i Hongkongu podsuwają myśl, że zakrojone na szeroką skalę śledzenie kontaktów (oraz surowe social distancing) pozwala sprowadzić współczynnik reprodukcji do 1.
Czytaj też: Singapur tak walczy z koronawirusem. A my?
SKUTKI UBOCZNE
- Zamknięcie szkół i nieobecność starszego pokolenia (poddanych izolacji dziadków i babć) zmniejszy produktywność rodziców. Problem ten dotyczy zwłaszcza rodzin o niższym dochodzie – i rodzin niepełnych. Może to wpłynąć na pracowników obsługujących infrastrukturę krytyczną dla przetrwania państwa. Należy pamiętać o tych problemach.
- Należy pamiętać też o 7,5 proc. dorosłych niekorzystających z internetu.
- Biorąc pod uwagę związek między ubóstwem a zdrowiem psychicznym oraz między stanem kwarantanny a zdrowiem psychicznym, należy uruchomić zdalną opiekę dla tych, którzy jej potrzebują.
Polityka zaparowanych okularów
Zastanawia w opublikowanych przez rząd Wielkiej Brytanii dokumentach brak informacji na temat testów na obecność wirusa. Nie dość, że strategia możliwie powszechnego testowania przyniosła dobre efekty w państwach azjatyckich, to jeszcze pozyskiwane w ten sposób dane można wykorzystywać do lepszego dostrajania modeli matematycznych pandemii. Im więcej testów, tym większa ich precyzja. Dotychczasowa polityka Wielkiej Brytanii w tej dziedzinie przypomina teraz polską – to polityka zaparowanych okularów.
Wśród publikacji naukowych, które stały się podstawą dla rządu Johnsona do podjęcia wreszcie właściwych decyzji, dziwi też obecność takich prac, które wykorzystują skrajnie uproszczone założenia o funkcjonowaniu społeczeństw. Gdyby im wierzyć bezkrytycznie, należałoby np. się spodziewać, że współczynnik reprodukcji infekcji w Polsce będzie najwyższy na świecie, znacznie przekraczający ten znany z Wuhanu – a nic na to nie wskazuje. Wydaje się jednak, że rząd Wielkiej Brytanii będzie się kierował przede wszystkim wynikami najświeższych, zaawansowanych symulacji prowadzonych przez najbardziej utalentowanych młodych epidemiologów w branży. Choć i one cierpią na niedosyt danych do ich kalibrowania. Te dopiero spływają.
Czytaj też: Jak śledzić pandemię i nie panikować
Rząd jeszcze bardziej spóźniony niż nasz?
Anthony Costello, lekarz naukowiec związany z University College London i Światową Organizacją Zdrowia, pyta w ostatnim wydaniu tygodnika „New Statesman”, dlaczego Johnson zdecydowane działania podejmuje tak późno. „Z przeprowadzeniem sekcji zwłok tej strategii musimy zaczekać. Czy doprowadziło do tego myślenie grupy doradców, której przewodzili naukowcy kliniczni bez doświadczenia w kontrolowaniu epidemii na dużą skalę? Czy było to brytyjskie poczucie wyjątkowości, lekceważące chińską i koreańską naukę i możliwości, czy może protekcjonalność wobec »biurokratów« z WHO?”. Jak niemal wszystkie inne kraje poza Singapurem, Hongkongiem i Tajwanem Wielka Brytania zignorowała wiedzę płynącą z epidemii SARS, MERS i ptasiej grypy.
Rząd Johnsona jest spóźniony jeszcze bardziej niż nasz. Ale przynajmniej wiadomo, że wie, jakie matematyczne modele przyszłości będzie wykorzystywał. Nie podjął tej być może najważniejszej decyzji w powojennej historii kraju po omacku.
Rząd brytyjski stawia społeczeństwo przed wyzwaniem dość konkretnie zdefiniowanym. „Nie ma ucieczki od realności faktu, że środki te będą powodować ekstremalne zakłócenia w całym państwie przez wiele miesięcy”, mówił Johnson o ograniczeniach życia prywatnego, zgromadzeń, handlu i usług. Jak jest z tą realnością u nas?
Czytaj też: Mamy stan epidemii. Co się zmieni w naszym życiu?