Wielkie szycie
Wielkie szycie, małe dzieła sztuki. Jak i dlaczego snutka wraca do łask
Haft – w oryginalnym wykonaniu i wykorzystaniu Moniki Drożyńskiej nagrodzony ostatnio Paszportem POLITYKI w dziedzinie sztuki wizualne – kontynuuje triumfalny pochód przez Polskę. Prace Drożyńskiej do niedawna można było oglądać w białostockiej Galerii Arsenał, a od 12 kwietnia – na wystawie w Common Arts Foundation w Warszawie. Ale haftu można doświadczać wieloma zmysłami, czego dowodem wystawa „Snutka łączy” Agnieszki Grygiel. Jest poświęcona haftowi snutkowemu, dokładnie tzw. snutce golińskiej (snutka.com), tradycji rodem z Wielkopolski, której korzenie sięgają połowy XIX w. Wyjaśnijmy językowe zawiłości: słowo „snutka” pochodzi od nasnuwania, czyli łączenia nicią poszczególnych części kompozycji, nakładania na siebie kolejnych warstw. Jeżeli chodzi o zawiłości wizualne, snutka może budzić skojarzenia z koronką, ale w tym wypadku pozory raczej mylą.
Artystka poprzez swój projekt chce ocalić przed zapomnieniem lokalną tradycję i zainteresować nią kolejne pokolenia. Wystawa będzie prezentowana w więcej niż jednym miejscu: w Muzeum Regionalnym w Jarocinie oraz w miejscu nieoczywistym, a może wręcz zaskakującym, czyli Środowiskowym Domu Samopomocy w Mosinie. Grygiel wychodzi ze słusznego założenia, że haft to sztuka dostępna również dla osób niewidomych. Mogą z nią wejść w kontakt poprzez dotyk.
Jest też w tym rozrastającym się gronie haftujących m.in. Justyna Kosińska, która złotą nicią wyszywała zwierzęce kości. Nić posłużyła w tym przypadku jako narzędzie uświadamiania ludziom tragicznego losu innych istot żywych. Haft wraca zatem do łask i korzeni, ale przede wszystkim zdołał się przebić do mainstreamu. Wystarczy rzut oka na liczbę wystaw, warsztatów z haftowania czy listę gości dizajnerskich targów. – W ostatnich latach artyści i artystki coraz częściej odchodzą od sztuki konceptualnej na rzecz materialności, doceniając czasochłonne, manualne procesy twórcze. Haft – tradycyjnie kojarzony z kobiecą pracą i domowym rzemiosłem – zyskał na znaczeniu jako medium artystyczne, które łączy w sobie osobistą narrację, historyczną ciągłość i kunszt wykonania – opowiada Karolina Greś ze wspierającej twórczość Fundacji Artystyczna Podróż Hestii. – Nie można pominąć wpływu rosnącej obecności sztuki kobiet i feministycznego przewartościowania technik uznawanych dawniej za użytkowe – dodaje.
Chętni są. Na ostatnią edycję konkursu haftu „Inspirujemy Kolorem”, organizowanego pod auspicjami Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, nadesłano ponad sto zgłoszeń, kolejne edycje przed nami. Okazję w tym wzmożonym zainteresowaniu sztuką spod znaku igły i nitki zwietrzył również rynek, na aukcjach poświęconych wyłącznie polskiej tkaninie można się dziś także wzbogacić.
Kto jest „winny” temu całemu zamieszaniu? Gdybyśmy musieli wskazać tylko jedną osobę, byłaby nią zapewne Magdalena Abakanowicz, matka chrzestna polskiej tkaniny artystycznej. Nie nazwiemy jej rzecz jasna hafciarką, ale obserwowane w ostatnich latach zainteresowanie jej sztuką stało się swego rodzaju impulsem dla innych twórców. Lody przełamała jej solowa wystawa w Tate Modern (2022/23), a dzięki fascynacji abakanami tkanina i haft innych artystek z Polski mogły liczyć na uznanie, wyjść z cienia i przebić się nad Wisłą do mainstreamu.
Wystawa „Snutka łączy” wpisuje się w ten stosunkowo nowy trend. Obecna dekada jest dla haftu łaskawa, Paszport POLITYKI dla Moniki Drożyńskiej to kolejny etap tej swego rodzaju rehabilitacji, procesu przechodzenia sztuki, nazwijmy ją tak, zwykłej do wysokiej. Może będzie się kiedyś mówić nie tylko o polskiej szkole tkaniny, ale i polskiej szkole haftu? Abakanowicz raczej nie miałaby nic przeciwko.