Ludzie i style

Legenda o Panu Twardowskim i piekielnej geografii

4 minuty czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Legenda o Panu Twardowskim Legenda o Panu Twardowskim Marek Maruszczak/AI / •
Krążą plotki, że Twardowski też był Niemcem, który przyjechał do Polski zarabiać, a że akurat nie było sezonu na truskawki, to najął się u króla Zygmunta Augusta.

Dawno temu, co prawda nie za górami, ale za to za granicą z Niemcami, a to nawet gorzej, był sobie gość o imieniu Faust. No i ten Faust miał bardzo dużo wolnego czasu, więc łaził w różne dziwne miejsca. Na przykład do piekła i na Dworzec Główny w Poznaniu, co wbrew pozorom nie wychodzi na jedno, bo w piekle kible są za darmo. No więc ta legenda nie jest o Fauście, tylko o naszej polskiej odpowiedzi na Fausta, czyli Panu Twardowskim, który też przepadał za spacerami, ale jeszcze bardziej lubił cwaniakować.

Krążą zresztą plotki, że Twardowski też był Niemcem, który przyjechał do Polski zarabiać, a że akurat nie było sezonu na truskawki, to najął się u króla Zygmunta Augusta w roli telefonu Polska-Zaświaty. To znaczy pomagał królowi pogadać z królową nieboszczką, kiedy władca nie mógł znaleźć czystych gatek.

Zanim jednak Pan Twardowski, czy tam Her Hartman, jak kto woli, zdobył magiczne moce i kierunkowy do piekła, zawarł pakt z diabłem. Wzrok was nie myli. Można być szlachcicem w średniowiecznej Polsce, czyli całkiem nieźle trafić na loterii przeznaczenia, a i tak łazić po krzakach i szukać rogatych wrażeń. Nie wiadomo dokładnie, jak Twardowski dopadł diabła. Może o północy na rozstaju dróg, a może w urzędzie skarbowym. W każdym razie podpisał z nim cyrograf, na mocy którego Pan Szatan dawał Panu Twardowskiemu moce magiczne jak u Copperfielda, tego gościa, co zajumał Pałac Kultury.

Czytaj też: Za jakie grzechy?! Czyli legenda o stworzeniu Kaszub

Amnestia dla magicznych znachorów

No i się zaczęło. Twardowski poszedł ze swoimi nowymi mocami na całego, urządzając po dworach hologramowe projekcje zmarłych małżonek w systemie Pay Per Duch. W pewnym momencie zaczął nawet robić w służbie zdrowia i leczył ludzi skuteczniej niż NFZ, chociaż głównie dlatego, że tego ostatniego jeszcze wtedy nie było.

Minął jakiś czas, diabeł wytrzeźwiał po tym, jak go Twardowski ugościł po polsku, i zaczął przeglądać umowę zamiany duszy na czary-mary. Czyta diabeł i czyta, skrobie się palcem po uchu i nagle jak nie ryknie, jak nie wrzaśnie. Aż się wszystkie mewy pobudziły w piekle. Bo chyba nie macie wątpliwości, że stąd się właśnie biorą te diabelskie ptaki?

W każdym razie powodem darcia czarciej mordy był zapis drobnym drukiem, a raczej kursywą, w paragrafie dziesiątym, w sekcji „warunki zabrania duszy Twardowskiego do diabła i/lub w okolice”. Okazało się, że kiedy szatan nie patrzył, bo był zajęty rozmową z klozetem, Twardowski zamoczył końcówkę mewiego pióra w Amarenie Brzoskwiniowej, którą się obaj raczyli, i naskrobał, co następuje:

„Twardowskiego duszę odebrać można tylko do rąk własnych w Rzymie” + rysunek rakiety na marginesie.

– No ja spółkuję, miało wyjść inaczej – pomyślał diabeł, ale zaraz humor mu się poprawił. Przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Cwaniakowaty szlachcic musi prędzej czy później tam trafić. A potem diabeł poznał stan dróg w Polsce i opóźnienia na naszej kolei. Piekielny rezydent uznał, że prędzej niż Twardowskiego w Rzymie doczeka się sądu ostatecznego, a wtedy nie wiadomo, czy drania nie obejmie jakaś amnestia dla magicznych znachorów.

Czytaj też: Łaska tłumu na pstrym kocie jeździ, czyli legenda o lwach gdańskich

Jak cię diabli biorą, to krzycz, że biją

No więc zaczął diabeł chodzić za Twardowskim jak ochota na włochatą golonkę ze śmietaną za kobietą w ciąży. I w końcu, kiedy już prawie całkiem stracił nadzieję i diabelski majątek z powodu cen piwa w karczmach, po których bez przerwy łaził Twardowski, diabłu się poszczęściło. Dostał swój ogarek w postaci skrzywionego gustu jednego z lokalnych biznesmenów, który swoją karczmę nazwał Rzym, i walnął dwie fałszywe kolumny przed wejściem, dając początki klątwie, która po dziś dzień toczy przedmieścia Warszawy.

Kiedy tylko Twardowski postawił stopę w feralnej karczmie, diabeł zrobił CAP, wsadził go do kieszeni i dalej z nim w drogę do piekła. Co na to Twardowski? Wiadomo, że jak trwoga, to do Boga, chociaż w tym przypadku do jego żony-mamy, czyli Ave Maryja na całego. Twardowski modlił się tak żarliwie, głośno i po prostu upierdliwie, że Matka Boska spać nie mogła przez ten cały hałas i podstawiła diabłu nogę tak, że się wywalił na schodach i mu Twardowski wyleciał z kieszeni.

Zamiast na ziemię Twardowski trafił jednak na księżyc, czyli miejsce, gdzie można wprawdzie cwaniakować, ale nikt człowieka nie widzi poza tymi wszystkimi nazistami i kolesiami z Pink Floyd, którzy siedzą w bazie na ciemnej stronie naszego satelity.

Jaka płynie z tego nauka? Jak cię diabli biorą, to krzycz, że biją, a jak podpisujesz umowy z bankiem, znaczy z diabłem, to śmiało dodawaj własne rzeczy, może dranie nie zauważą. No i jeszcze na koniec chciałbym zwrócić uwagę, że diabeł po drodze z ZIEMI do PIEKŁA upuścił Twardowskiego na KSIĘŻYC. Nie żeby coś, ale księżyc jest wyżej niż piekło według większości przewodników PTTK. Więc gdzie tak naprawdę mieszkał ten diabeł? Ktoś powinien zacząć zadawać pytania.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Patologie psychobiznesu, czyli jak celebryci z sieci „kształcą” terapeutów. Tu chodzi o kasę

Od dziesięcioleci trwają znojne prace nad ustawą dotyczącą usług psychoterapeutycznych w Polsce. Dlaczego się nie udaje? Bo chodzi o pieniądze.

Wojciech Kulesza
05.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną