Japidi i ja
Czasem trudno nie zakrzyknąć: „Japidi!”. Czyli objaśniamy nowe słowa
Internetowy komentarz brzmiał: „Japidi, 30-0 było, k…”. Od razu wiadomo, że coś nie wyszło, że wywołuje to duże emocje. Ba, wiadomo nawet, kto i w co grał. Jest to w Polsce jeden ze sportów narodowych – podobnie jak sportem narodowym jest takie unikanie wulgaryzmów, żeby było dokładnie wiadomo, co mamy na myśli. Od „ja piórkuję”, poprzez „rukwa ćma”, aż po „zajefajnie”. Mamy w tej sferze – terminów wyrażających szok, niedowierzanie, rozczarowanie i głębokie przejęcie – nowe, dynamicznie rozprzestrzeniające się zjawisko: „japidi” właśnie, z wariantem „japididi”. To drugie kojarzy się z postacią P. Diddy’ego – gwiazdora hip-hopu aktualnie oczekującego w areszcie na proces w związku z oskarżeniami o handel ludźmi, zmuszanie do prostytucji i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Trudno się nie złapać za głowę i nie zakrzyknąć: „Japidi!”. Choć nie on wydaje się inspiracją dla neologizmu. Bardziej już angielski zapis: występujące w polszczyźnie od dawna „jprdl” skrócono jeszcze bardziej, wymawiając „p” i „d” z angielska.