Ludzie i style

Tanio, taniej, Primark. Popularny sklep już w Polsce

4 minuty czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Primark otwiera się z rocznym opóźnieniem w Galerii Młociny na obrzeżach stolicy. Primark otwiera się z rocznym opóźnieniem w Galerii Młociny na obrzeżach stolicy. mat. pr.
Raporty ze stanu przygotowań do polskiego debiutu Primarka cyklicznie publikowały w ostatnich miesiącach właściwie wszystkie media w kraju. Skąd ta euforia i tyle emocji?

Takiego poruszenia nie wywołało nawet ubiegłoroczne otwarcie salonu Hermesa przy warszawskim Trakcie Królewskim, bądź co bądź jednej z najdroższych i najbardziej prestiżowych marek świata. Pewnie dlatego, że prestiż jest dziś pojęciem względnym i może być nim otwarcie najtańszej – dla odmiany – sieciówki. Z ponad rocznym opóźnieniem w Galerii Młociny na obrzeżach stolicy otwiera się Primark.

Raporty ze stanu przygotowań do jego polskiego debiutu cyklicznie publikowały w ostatnich miesiącach właściwie wszystkie media w kraju, od „Polski The Times” i „Wyborczej” przez TVN24 i Radio Zet po, oczywiście, „Elle” i „Vogue”. Skąd ta euforia i tyle emocji?

Czytaj też: Wysoki koszt taniej odzieży

Primark wielkości dwóch boisk

Założony pół wieku temu w Irlandii Primark w zasadzie nie wyłamuje się z modelu marki fast fashion. Sprzedaje niedrogie ubrania i dodatki o modnym wzornictwie za małe pieniądze. Zarabia na skali tej sprzedaży i fakcie, że szyje w krajach Trzeciego Świata, dzięki czemu oszczędza na sile roboczej. Klientów zaś przyciąga ładnymi sklepami, w których towar wygląda na atrakcyjniejszy, niż jest w rzeczywistości.

Nic nowego pod słońcem; wszystkie sieciówki tak robią. Tyle że Primark, dziś należący do wszechstronnego, bo handlującego także herbatą Twinnings czy paszami dla zwierząt Associated British Foods z siedzibą w Londynie, robi to z większym rozmachem.

Sklepy, bywa, wyglądają jak luksusowe domy towarowe. Są też ogromne – ten w Birmingham np. ma powierzchnię dwóch boisk piłkarskich. Warszawski na jego tle będzie skromny, a i tak na swoich dwóch poziomach pomieści 30 kas i 35 przymierzalni. Oprócz ubrań, butów czy torebek w Primarku – a to u konkurencji już rzadkie – można kupić też dodatki do domu, walizki, kosmetyki, artykuły papiernicze i słodycze.

Czytaj też: Polska dynastia odzieżowa

Najlepszy stosunek jakości do ceny

Kluczem do sukcesu są jednak ceny. W dziale damskim „biała koszula z ozdobnymi wstawkami” kosztuje 16 zł, dzianinowe bluzy od 17 zł, torba na ramię z klamrami – 43 zł. W dziale męskim z kolei na „słomkowy kapelusz z czarnym detalem” wydamy 5 zł, na gumowe „koralowe klapki z napisem »Why Not«” – 8 zł za parę, na koszulki od 10 zł, a plecaki od 13 zł. Czarne dżinsy są droższe: nawet 110 zł, co w Primarku uchodzi za prawdziwe burżujstwo.

Jakość? Przy takich cenach można mówić jedynie o „najlepszym stosunku jakości do ceny”, jak zachwala marka w materiałach prasowych, a nie o wysokich parametrach tkanin, kunszcie wykonania czy trwałości produktu. Tak niskie ceny sprawiają – i w tym też Primark różni się od pozostałych graczy na rynku – że marka nadal jest nieobecna w sieci. Koszty pakowania i przesyłki wielu przedmiotów przerastałyby zysk z ich sprzedaży. Choć tu możliwe jest, że Primark zrewiduje swoje anachroniczne jak na XXI w. podejście do handlu. Pandemia sprawiła bowiem, że w momencie najgłębszego lockdownu jego obroty spadły z 650 mln funtów miesięcznie do okrągłego zera.

Czytaj też: Sieciówki, czyli bogate molochy

Listy zaszyte w ubraniach

Firma próbowała powetować sobie straty zerwaniem umów ze szwalniami w Azji. W samym tylko Bangladeszu w obliczu zamknięcia wszystkich sklepów anulowała lub zawiesiła zamówienia warte ponad ćwierć miliarda funtów, przyczyniając się – według raportu organizacji Global Center for Workers Rights przy Penn State University – do tragedii ok. 800 tys. tamtejszych szwaczek, którym nie wypłacono pensji. Pod naciskiem mediów jednak zmieniła zdanie i zdecydowała się wypłacić odszkodowania, choć – w przeciwieństwie np. do H&M, który uregulował należności także za zamówienia skasowane – tylko za te będące już w produkcji. Na co dodatkowo dała sobie pół roku.

Jak łatwo się domyśleć, Primark nie należy więc do ulubionych marek aktywistów na rzecz ekologii i praw człowieka. Na przestrzeni lat zarzucano mu produkcję w sweatshopach, czyli fabrykach z fatalnymi warunkami płacy i pracy, korzystanie z pracy dzieci, media donosiły o zaszytych w jego ubraniach dramatycznych listach, w których zdesperowane pracownice z Azji błagały o pomoc, lub – jak w ubiegłym roku – o bogaceniu się kosztem szwaczek w Sri Lance. Ktoś jednak za nasze tanie ubrania musi zapłacić. W czym akurat od większości sieciówek Primark się nie różni.

Czytaj też: Tkaniny z kokosów i bananów, czyli recykling w modzie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną