Recenzja filmu: „Surfer”, reż. Lorcan Finnegan
Film odwołuje się do klasycznych dzieł nurtu „ozplotiation”, czyli brutalnych widowisk popularnych w australijskim kinie lat 70. i 80.
Film odwołuje się do klasycznych dzieł nurtu „ozplotiation”, czyli brutalnych widowisk popularnych w australijskim kinie lat 70. i 80.
Kto dziś pamięta, że fantastyczną wyobraźnię Schulza niektórzy nazywali majaczeniem w malignie? A jednak to niechciane określenie powraca w czasie oglądania gabinetu osobliwości wyczarowanego na ekranie przez braci Quay, sławnych Amerykanów od dekad inspirujących się twórczością autora „Sklepów cynamonowych”.
Kino gatunku reżyser traktuje jako pretekst, by odsłaniać najmroczniejsze strony belgijskiego społeczeństwa.
Zapis jednego dnia z życia restauracji.
To słaby, szarpany wywiad, osoba świadoma bohatera niewiele się dowie, a laik niewiele z tego chaosu zrozumie.
Tym razem zabrakło serca, jak gdyby autor schował własne emocje za ostentacyjnie teatralną scenografią.
Choć zakład wychowawczy, zwany w nagrodzonej Pulitzerem powieści Colsona Whiteheada i jej ekranizacji Miedziakiem, jest fikcyjny, miał w rzeczywistości swój odpowiednik: szkołę Doziera na Florydzie, jedną z setek amerykańskich placówek, w których stosowano przemoc wobec wychowanków.
Wizjonerska odyseja ukazująca w symbolicznym skrócie kolejne etapy miłości, od pierwszej tkliwości, po gorycz i utratę złudzeń.
Antykapitalistyczna dystopia, wyrażająca słuszny gniew przeciw nierównościom klasowym, odradzającemu się faszyzmowi i ludzkości w obłędzie.
Popis reżyserskiej biegłości, Perkins wie, jak straszyć.
Budzący bardzo silne emocje thriller sądowy, jak i pełne napięcia, ambitne kino zaangażowane.
Film przypomina, że zamach w Monachium był pierwszym aktem terrorystycznym transmitowanym na żywo. Zmienił na zawsze nie tylko telewizję, lecz także widzów.
Blisko dekadę temu Jacques Audiard otrzymał Złotą Palmę za „Imigrantów”, a teraz wróży mu się sukces podczas ceremonii oscarowej.
Kierując się poczuciem niezgody, Maciej Ślesicki i Filip Hillesland zareagowali na wojnę za naszą wschodnią granicą pełnometrażową fabułą, której centralnym punktem jest masakra w Buczy i Irpieniu.
Autor nie ukrywa paraleli między wydarzeniami sprzed 40 lat a dzisiejszą Ameryką.
Geralt jest wciąż znanym z kart książek cynikiem i mrukiem, ale świat wokół niego wygląda już odrobinę inaczej niż u Sapkowskiego.
„Nie ma życia poza sceną” – wyznaje w jednej ze scen Maria, tak jak nie ma tego filmu bez charyzmy Jolie i wizjonerskiej ekwilibrystyki Lachmana.
W majaku sennym nakręconym w formie magicznego reportażu filmowa rzeczywistość wygląda niczym kronika niemego kina przeniesiona do teraźniejszości.
Brawurowa rola Amy Adams. Jej Matka jest dzika, pełna energii, nieokiełznana.
Zamknięci w lecącej nad Alaską awionetce walczą jak na gali freak-fightowej.