Wuhan to dla was symbol covidu? W cieniu wirusa wyrosło miasto wieżowców
Pięć lat temu chińskie miasto było na ustach całego świata. Na początku 2020 r. nazwa covid-19 jeszcze nie funkcjonowała, mówiło się o Wuhan virus, wirusie z Wuhanu. Wtedy właśnie większość z nas usłyszała o metropolii po raz pierwszy.
Niepokojące obrazy wymarłego miasta wprowadziły nas w lata 20. XXI w., obecna, dość ponura, dekada symbolicznie rozpoczęła się właśnie tam. Wuhan okrył się sławą wątpliwej jakości, stał się rozpoznawalny niczym Czarnobyl w latach 80. Albo nawet bardziej.
Czytaj też: Jak wieżowce zjadły ludzi i dlaczego beton tak uzależnia
Dystopijne konotacje
To chińskie megamiasto wielu kojarzy się z „mokrym targiem” lub osławionym laboratorium, obiektem licznych teorii spiskowych. Może jeszcze ze szpitalem Huoshenshan, którego ekspresową budowę na początku 2020 r. transmitowały światowe media. Wreszcie pierwszym lockdownem, który zaczął się pod koniec stycznia 2020 r. i okazał zapowiedzią tego, czego wkrótce miała doświadczyć reszta świata. Wszyscy z niepokojem oglądaliśmy tamte sceny rodem z kina katastroficznego.
Konotacje są dosyć apokaliptyczne, a przynajmniej dystopijne. Sam pierwszy raz o mieście usłyszałem jeszcze przed 2020 r. Zbierając materiały do artykułu, natknąłem się w bazie CTBUH (Council on Tall Buildings and Urban Habitat) na abstrakcyjnie wysoki budynek. Znajdował się w chińskim mieście o dźwięcznej nazwie, które leżało nad rzeką Jangcy.
Chodzi o Wuhan Greenland Center, wieżowiec mierzący blisko pół kilometra wysokości. Został zaprojektowany przez Adriana Smitha, autora m.in. Burdż Chalify w Dubaju. Drapacz chmur ze znacznym poślizgiem ostatecznie został otwarty w 2023 r. Jest dzisiaj w drugiej dziesiątce najwyższych budynków na Ziemi. W Wuhanie pozostaje numerem jeden. Pierwotnie miał być wyższy o ok. 200 m.
Czytaj też: Wieżowce z drewna to przyszłość. Szwecja przoduje
Wieżowiec na wieżowcu
W cieniu koronawirusa wyrosło jedno z najwyższych miast świata. Pierwszy wieżowiec – mówimy tutaj o budynkach powyżej 150 m – powstał w 1996 r. Niecałe trzy dekady później takich budynków jest już blisko 200. Najbardziej wiarygodne dane CTBUH z początku kwietnia 2025 r. mówią o 192 obiektach. Jeszcze w tym roku granica zostanie z pewnością przekroczona. Obecna dekada jest bowiem pod względem tempa wznoszenia drapaczy chmur nadzwyczajna.
Panorama Wuhanu ulega ciągłej metamorfozie. Wyjątkiem od normy z wiadomych względów był rok 2020. Wtedy ukończono „ledwie” cztery wieżowce. Miasto stanęło, choć na krótko. W latach 2022–24 co roku kończyła się budowa przynajmniej 20 wieżowców. Innymi słowy rok w rok przybywało więcej takich obiektów niż jest w całej Warszawie.
W globalnym zestawieniu chińska metropolia jest już w pierwszej dziesiątce. Zajmuje ósme miejsce, tuż za stolicą Malezji Kuala Lumpur, najlepiej znaną z niegdyś najwyższych wież Petronas Towers. Ten stan rzeczy nie potrwa długo. Różnica w liczbie wieżowców wynosi zaledwie jeden budynek. Mało tego, Wuhan goni także najludniejsze miasto Chin, czyli Szanghaj, który zajmuje aktualnie szóste miejsce.
Wirus wertykalizmu
Jeżeli jednak brać pod uwagę wyłącznie budynki o wysokości przynajmniej 200 m, Wuhan jest na pozycji numer pięć. Przed nim są tylko miasta najbardziej znane z drapaczy chmur: Nowy Jork, Hongkong, Dubaj oraz Shenzhen. W panoramie tego miasta można naliczyć przeszło 70 tak wielkich obiektów. Mało kto zaliczyłby Wuhan do tego towarzystwa.
Koronawirus, miejmy nadzieję, powoli przechodzi do historii, jednakże miasto opanował inny wirus – wertykalizmu. Zresztą był tam już na długo przed covid-19. Przejawia się presją budowania jak najwyżej i jak najwięcej. Ta swoista globalna pandemia od blisko 20 lat tylko się rozkręca.
Najlepiej widoczna jest w Azji i tamtejszych metropoliach, przywodzących na myśl science fiction spod znaku cyberpunk. Wuhan stanowi tutaj czołowy przykład. Mnoży się kapitał, mnożą wieżowce. Tylko w tym roku powinno zostać ukończonych 25 drapaczy. Raptem o jeden wieżowiec mniej niż w 2024 r. Łącznie tylu nie ma nawet w całej Polsce.
Miasto rozwija się także pod ziemią. Casus tamtejszego systemu metra robi nie mniejsze wrażenie od tego, co dzieje się na powierzchni. Razem linie mają ponad 500 km długości. To więcej niż w Londynie czy Nowym Jorku. Pierwszą linię otwarto zaledwie 20 lat temu.
Zwykło mówić się o tzw. prędkości Shenzhen, aby uchwycić nadzwyczajne tempo, z jakim Chiny przechodzą infrastrukturalne przeobrażenia w XXI w. i budują wieżowce, koleje czy też właśnie linie metra. Krótko mówiąc, gospodarka centralnie planowana. Koszty środowiskowe tej transformacji to już całkiem inna kwestia. Druga, ciemniejsza strona medalu.
Czytaj też: Seniorzy na pastwie wirusów. Nawet te dobrze znane są groźne i nie odpuszczają
Krajobraz po wirusie
Wuhan w pewnym sensie dołączył do grona miast, które w masowej wyobraźni zagościły przez kataklizmy i katastrofy. Jednak pięć lat po pandemii metropolia ma się całkiem dobrze, mieszkańców i wieżowców ciągle przybywa. Jak to w Chinach, w tym pierwszym przypadku trudno powiedzieć, ile dokładnie wynosi liczba ludności. Spokojnie zmieściłoby się tam kilka Warszaw. Co najmniej trzy albo cztery.
Urbanizacja w Państwie Środka nie zwalnia, a według niedawnych szacunków już dwie trzecie obywateli mieszka w miastach. Raptem w 2010 r. ośrodki miejskie zamieszkiwała połowa chińskiej populacji. Zmiana o takiej skali to zaledwie 15 lat. Mówimy o państwie zamieszkiwanym przez 1,4 mld ludzi. W tym kontekście trudno się dziwić, że Wuhan nie przestaje rosnąć zarówno na ziemi, jak i pod nią. Mierzy przy tym naprawdę wysoko.