Kultura

Spór piór

Spór o „Chłopki”, czyli ile tak naprawdę zarabiają pisarze i jak ta awantura się skończy

11 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Sprawa „Chłopek” nie musi skończyć się w sądzie, strony mogą się jeszcze porozumieć. 2 Sprawa „Chłopek” nie musi skończyć się w sądzie, strony mogą się jeszcze porozumieć. Marta Frej
Przy okazji sprawy „Chłopek” konflikt wokół finansów pisarzy wrócił w jeszcze gorętszej odsłonie. Literaci okładają się z wydawcami. Tymczasem pewni zysku dystrybutorzy śpią spokojnie, a branża energię przeznacza na walkę zamiast na zmiany systemowe.

Jeśli „Chłopi” sto lat temu dali Polsce literackiego Nobla, to „Chłopki” mają szansę przeprowadzić rewolucję. Ale droga do takiego finału jeszcze bardzo daleka. Przypomnijmy najnowsze okoliczności: Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka tego bestsellerowego reportażu historycznego, ogłosiła w swoich social mediach, że upomni się w sądzie o większy udział w zysku ze sprzedaży książki. Nic dziwnego: rozeszło się już ponad pół miliona egzemplarzy, a to rzadki, wręcz sensacyjny wynik nawet w krajach bardziej oczytanych niż nasz. Autorki i autorzy nad Wisłą otrzymują zwykle kilka procent od ceny każdej sprzedanej książki (najczęściej od ceny zbytu). Podnieśli solidarnie rwetes, chcą podzielić tort raz jeszcze.

Poszło błoto

Jest paragraf na takie sytuacje: art. 44 prawa autorskiego, znany potocznie jako klauzula bestsellerowa. Powoływał się na nią Andrzej Sapkowski, gdy studio CD Projekt RED odniosło światowy sukces grą na podstawie „Wiedźmina”. Sprawa zakończyła się ugodą i była jeszcze bardziej zawiła, bo dotyczyła dwóch materii: literatury i gier wideo. Długie były spory o to, czy Sapkowskiemu udział w zyskach „należy się” czy nie.

Prawnicy też studiowali przepisy, bo – jak się mówi w adwokackim żargonie – „w praktyce obrotu” klauzula bestsellerowa występuje bardzo rzadko. Po prostu stronom zwykle udaje się porozumieć bez sądu. Wiadomo też, że roszczenie z tytułu klauzuli jest niezbywalne niezależnie od tego, jaką umowę autor czy autorka podpisali. Pojawiający się od czasu do czasu argument, że „nie czytał(a), co podpisuje, to niech nie podnosi larum”, jest więc chybiony. Kontrakt z wydawcą uwzględnia realia rynku, ryzyko porażki i rzadko zakłada spektakularne sukcesy.

Polityka 14.2025 (3509) z dnia 01.04.2025; Kultura; s. 87
Oryginalny tytuł tekstu: "Spór piór"

Oferta powitalna

4 zł za tydzień
przez miesiąc rok

Płatność 16 zł co 4 tygodnie przez pierwszy rok.
Później 24 zł co 4 tygodnie.

Kup dostęp
Rezygnujesz, kiedy chcesz
Oferta dla nowych subskrybentów
Zobacz inne oferty
Reklama