Kulturalnie polecamy i ostrzegamy. „Mickey 17” straszy, ale Trump bardziej. 1:0 dla rzeczywistości
Stany Zjednoczone to – jak wiadomo – kraj wielkich możliwości. Jak wielkich, przekonujemy się po tempie, w jakim udaje się w praktyce zrealizować pomysły rodem z dystopijnej SF. Do kin wchodzi właśnie „Mickey 17” – film Bonga Joon-ho (zdobywcy Oscara za „Parasite”), czyli coraz bliższa wizja wielkiej korporacyjnej podróży w kosmos, która ma skolonizować obce planety. Oczywiście z wykorzystaniem taniej i wygodnej siły roboczej: pracownika taniego i nie do zdarcia, bo zgodził się na klonowanie go i nieustanne wskrzeszanie po śmierci. Samą wyprawą kieruje polityk i przedsiębiorca o zapędach religijnego guru, słabości do telewizji i umiejętności oszczędzania na pracownikach aż do poziomu dzielenia im racji żywnościowych.
Czytaj też: Reżyser „Parasite”: Zrobiłem komedię bez klaunów