Kultura

Marianne Faithfull, ocalona muza. Była ikoną lat 60. Każdy chciał dla niej pisać

5 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj
Trudno opisać lata 60., nie wspominając o Marianne Faithfull. 3 Trudno opisać lata 60., nie wspominając o Marianne Faithfull. Forum
Zmarła w wieku 78 lat Marianne Faithfull była w oku cyklonu lat 60. Kochana w młodości, pozostała fascynującą postacią sceny muzycznej, dla której wszyscy chcieli pisać piosenki.

Słynne zdjęcie z 1967 r., na którym Marianne Faithfull siedzi na kanapie, rozmawiając żywo z Alainem Delonem, a po lewej mając smutnego i opuszczonego Micka Jaggera, stało się dziś memem. Ale dalej jest też celnym symbolem obecności tej artystki na scenie muzycznej. Była w końcu przez lata postacią łączącą różne środowiska. I pokolenia. Trudno by było opowiedzieć o tym, kim jest Marianne Faithfull, bez odniesień do innych artystów. Ale jeszcze trudniej opisać kariery innych artystów – szczególnie tych znanych w latach 60. – nie odnosząc się ani razu do niej.

Marianne Faithfull: od gwiazdki do ikony

Na scenę muzyczną trafiła jako nastolatka, urodzona w Londynie córka austriackiej baronowej, której przodkiem był Leopold von Sacher-Masoch (na którego cześć jedno z zaburzeń seksualnych nazwano masochizmem). Wszystko wydarzyło się wtedy – jak głosi legenda – jednego wieczoru. Faithfull z marszandem Johnem Dunbarem, ówczesnym chłopakiem, a później na krótko mężem, trafiła na przyjęcie z udziałem członków The Rolling Stones. Podpatrzył ją i dostrzegł talent ich menedżer Andrew Loog Oldham. Matka pozwoliła na podpisanie kontraktu pod warunkiem, że na wyjazdach 17-letniej córce będzie towarzyszyć przyzwoitka. Pierwszą piosenkę, folkowe „As Tears Go By”, napisali dla niej Keith Richards i Mick Jagger. A z tym drugim w końcu połączył ją kilkuletni, burzliwy romans.

Marianne wśród Stonesów i przyjaciół.3WikipediaMarianne wśród Stonesów i przyjaciół.

Faithfull na krótko została gwiazdą sceny muzycznej, potem także filmu lat 60. – z Delonem wystąpiła w przesyconym erotyzmem dramacie „Dziewczyna na motocyklu” (1968 r.). Ale i przez jedno, i przez drugie środowisko przemknęła jak meteoryt – wciągnął ją swobodny styl życia i narkotyki. Skończyło się uzależnieniem od heroiny, wreszcie – odwykiem.

Dopiero pod koniec lat 70. wróciła na scenę – i to triumfalnie – jako wokalistka o dojrzalszym głosie i z bardziej autorskim wyborem materiału na płycie „Broken English”. Straciła może dziewczęcy wdzięk, ale nie straciła charakteru. Nie była już młodziutką gwiazdą, została fascynującą ikoną. Odtąd regularnie nagrywała świetnie oceniane płyty, zbierając na nich niebywałą plejadę współpracowników i autorów, od Toma Waitsa i Rogera Watersa, przez Bono i Eltona Johna, po Nicka Cave’a, Becka i Damona Albarna. Wracała też do filmu – zagrała m.in. znaczący epizod w „Marii Antoninie”, a jej głos (i tylko głos) można było usłyszeć całkiem niedawno w „Diunie”. Jego brzmienie wydawało się coraz bardziej hipnotyzujące.

Czytaj też: Ten koncert Stonesów w Sali Kongresowej przeszedł do historii

Marianne, muza klasyków

Pozostała zatem muzą dla autorów kilku pokoleń. Żyje w piosenkach The Rolling Stones – choćby jako bezpośrednia inspiracja piosenek „You Can’t Always Get What You Want”, a potem „Wild Horses”. Legenda głosi, że pisał dla niej także młodziutki Bob Dylan, który miał ją również uwodzić, pisząc na poczekaniu piosenkę za piosenką podczas spotkania w londyńskim Savoy Hotel. „Pisał wtedy wiersz, biografie mylą się co do tego faktu. Żadnych piosenek. Pisał wiersz, który zresztą podarł, gdy tylko okazało się, że nie pójdę z nim do łóżka” – opowiadała podczas rozmowy z „Polityką” w 2015 r. Zapowiadając jednak zarazem, że choć robi to rzadko, wykona na polskich koncertach jego „It’s All Over Now, Baby Blue”. Promowała wtedy płytę „Give My Love To London” z piosenkami napisanymi m.in. przez Cave’a i Warrena Ellisa.

Już wtedy była schorowana – doznała infekcji kości po nieudanej operacji chirurgicznej, gdy złamała w Grecji biodro („Ten pacan nawet nie umył rąk! Niewiarygodne” – piekliła się w wywiadzie). W 2020 r. jej stan mocno pogorszył covid i zapalenie płuc. Wcześniej wydała jeszcze jedną płytę: „Negative Capability” w 2018 r., później tylko poetycki album „She Walks In Beauty”. Ostatnie dekady spędziła w Paryżu, często jednak wspominając Londyn. „To nie ironia, to rodzaj toksycznego dowcipu – pisała z fascynacją w autobiografii „Memories, Dreams & Reflections” o specyfice życia w Anglii. – To okrutny rodzaj zachowania, ważny szczególnie dla wyższych klas społecznych w Wielkiej Brytanii: jest śmiesznie, dopóki rzecz nie dotyczy ciebie. Muszę przyznać, że i mnie to sprawia przyjemność, bo cynizm i sentymentalizm są dla Brytyjczyków jak dwie strony tej samej monety”.

Czytaj też: „Kompletnie nieznany” Bob Dylan. W filmowej biografii prawda o nim znów się wymyka

Marianne Faithfull była muzą dla kilku pokoleń.3materiały prasoweMarianne Faithfull była muzą dla kilku pokoleń.

Faithfull: życiorys na film

U niej było też słychać ten sarkazm i poczucie humoru. Rozmowa z Faithfull należała do najtrudniejszych, choć zarazem najbardziej fascynujących zadań w mojej pracy dziennikarskiej. Przerywała pytania, była zmęczona wątkami dotyczącymi lat 60., denerwowała się, gdy tylko padała nazwa The Rolling Stones. Niechciane wątki ucinała krótko, bezlitośnie. Wydawała głośno dyspozycje asystentce, czuło się, że po drugiej stronie rozbawienie i dystans mieszały się z pewną wyniosłością, śladami arystokratycznego dworu. A może to tylko głęboki tembr jej głosu, obsadzonego przecież we wspomnianej „Diunie” w roli głosu starej członkini zakonu Bene Gesserit? A może to po prostu ból i zmęczenie, z trudem w takich chwilach maskowane?

Była zarazem dzieckiem i ofiarą epoki. „Rozumiem ambiwalentny stosunek Dylana do lat 60., ponieważ go podzielam” – pisała we wspomnieniach, a w wywiadzie dla francuskiej prasy uderzyła mocno: „Ocalały to ktoś, kto przeżył Auschwitz, ja tylko przeżyłam lata 60.”.

Przeżyła jednak z pewnością życie pełne zarówno na niwie artystycznej, jak i towarzyskiej. Życie wyjątkowej osoby, jak mało które godne filmowej biografii. I filmowcy ją odwiedzali, ponoć dość regularnie, ale konsekwentnie odrzucała ich oferty. Nie to, żeby była przeciwna filmowi o sobie. „Po prostu nikt nie przyszedł z wystarczająco dobrym scenariuszem. A ja chcę, żeby to zrobiono dobrze. Nie pozwolę jakiemuś dupkowi spieprzyć mojej historii życia” – mówiła w tamtej rozmowie z „Polityką”.

Film z pewnością powstanie, ale takiego życiorysu trudno będzie nie zepsuć.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Trzy salwy w Europę. Ekipa Trumpa łasi się do Rosji, koszmar się spełnia

Atlantyk jest dziś szeroki jak nigdy. Ostatni weekend pokazał, że administracja Trumpa nie tylko łasi się do Rosji, ale też nie uzgadnia niczego z Ukraińcami i pogardza wartościami Europy.

Marek Świerczyński
18.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną