W 2013 r. Marine Le Pen wystąpiła w programie „Public Senat” z apelem o wprowadzenie jak najostrzejszych przepisów antykorupcyjnych. Kontekstem audycji był skandal, który wstrząsnął Francją. Media wytropiły, że Jérôme Cahuzac, minister gospodarki w rządzie Jean-Marca Ayrault, unika opodatkowania za pomocą tajnych kont za granicą. Dla Le Pen to było jak manna z nieba. Jej Front Narodowy od dawna był wieczną opozycją. W 2012 r. udało jej się wprowadzić dwoje posłów do 577-osobowego Zgromadzenia Narodowego, sama w wyborach jak zwykle przepadła. To i tak był sukces, bo w poprzedniej kadencji partia miała w parlamencie 0 mandatów.
Le Pen mogła więc przedstawiać siebie jako kogoś spoza „francuskiej klasy politycznej”. Grzmiała w tym wywiadzie, że klasa ta jest nieuleczalnie skorumpowana. Domagała się jak najsurowszych kar nie tylko za kradzież czy korupcję, ale i wszelkie formy niewłaściwego wydatkowania pieniędzy publicznych. „Kiedy wyciągniemy wnioski? Kiedy wprowadzimy dożywotnią niewybieralność dla tych, których skazano za czyny popełnione za sprawą pełnionego mandatu?” – krzyczała.
Oferta powitalna
-
4 zł / tydzień przez miesiąc rok
Płatność 16 zł co 4 tygodnie przez pierwszy rok.
Później 24 zł co 4 tygodnie. -
299 zł 199 zł rok
Płatność jednorazowa