Będąc ostatnimi czasy częścią intensywnej wymiany zdań o zawodzie pisarza i jego należnych dochodach, często miewam przed oczyma słowo „system”.
W słowniku PWN czytam: „Układ elementów mający określoną strukturę i stanowiący logicznie uporządkowaną całość”. Logicznie? Czyli właściwie jak? I czy czynniki ludzkie jako „element” nie wpływają przypadkiem na ów system w taki sposób, że owa logika, teoretycznie w niego wpisana, staje się praktyką ludzkich pożądań, lęków i widzimisię?
Nawet analizując systemy, w które sama jestem uwikłana – rodzinny, państwowy, medialny czy wydawniczy – widzę, że najczęściej wcale nie działają tak, jak byśmy się tego spodziewali. A ponadto z najlepszego można wycisnąć to, co najgorsze, z najgorszego zaś da się czasem wyłonić coś jakościowego. Czynnik ludzki zmienia bowiem każdy system w strukturę co najmniej giętką, której logiczny porządek jest przetykany decyzjami niedającymi się sprowadzić do żadnego wzoru. Na dobre i złe – nie jesteśmy maszynami, miotają nami popędy i upodobania.
Systemy, które mapują mój świat, często rysują go zupełnie inaczej. Zaprzeczają sobie nawzajem, wzajemnie podważają swoją wydolność, trudno mi je do siebie porównać, a jeszcze trudniej z jakiegoś zrezygnować. Nikt nie żyje dziś tylko w jednej całości – taki przejrzysty świat to system totalitarny. Jesteśmy jednocześnie w wielu całościach, które – logice wbrew – zapewniają nas o swojej logice.
Niektóre są trudniejsze, inne łatwiejsze w obsłudze, ale najczęściej kierujemy się zachowaniem ludzi, którzy w nich uczestniczą. Reguły systemu są takie, a nie inne, ale przekazuje mi je, kieruje nimi jakaś konkretna osoba, z biografią, etyką, potrzebami i lękami. Na jednym końcu skali znajdują się osoby, które nie chcą wykonać niczego ponad swój obowiązek i nie inwestują energii w usprawnienie sytemu ani też w jego psucie. Jak w serialu „Rozdzielenie” – numerki lecą na ekranie, nie wiadomo po co i skąd, ale zadaniem pracownika jest jedynie ich wypatrywanie.
Polityka
14.2025
(3509) z dnia 01.04.2025;
Felietony;
s. 97