Patrząc na przebieg kampanii, Konfederacja i Mentzen są hodowani na junior-partnera dla PiS i widać, że już w tę rolę wchodzą. Sam Mentzen jest za słaby i zbyt tiktokowy, żeby na serio zapanować na prawicy, a Kaczyński to też nie Korwin-Mikke i „chłopcu na hulajnodze” objechać się nie da.
Informowaliśmy niedawno o śmierci Krzysztofa Kononowicza, w 2006 r. ekscentrycznego kandydata na prezydenta Białegostoku, w ostatnich latach gwiazdy i jednocześnie ofiary patointernetu. Kononowicz przeszedł do historii polskiej polityki przypadkowym grepsem; pytany w lokalnej telewizji o swój „prezydencki program” zadeklarował: „żeby nie było bandytyzmu, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”. Z czasem sam Kononowicz i jego fraza „żeby nie było niczego” stali się internetowymi memami, synonimem pop- czy też patopolityki. Trudno uniknąć skojarzenia, że nieśmiertelne powiedzonko Kononowicza dziś mogłoby śmiało pełnić rolę hasła wyborczego pewnej bardzo popularnej w internecie partii i jej kandydata na prezydenta. Chodzi, rzecz jasna, o Sławomira Mentzena i Konfederację.
Sam kandydat w kampanii dystansuje się od swojej sławetnej „piątki” (Nie chcemy: Żydów, gejów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej), rozmydla przekaz, skupia się na nowym „szóstym elemencie” programu, czyli „nie chcemy tu Ukraińców”. Ale internet pamięta. Mentzen w kampanii 2023 r.: „Ja nie obiecuję, że coś wam dam. Ja obiecuję, że nic wam nie dam”. I dalej: w Polsce rządzonej przez Konfę nie będzie 500 plus, 13. emerytury, bezpłatnych studiów i szkół powszechnych, zasiłków dla bezrobotnych, płacy minimalnej, nie będzie PIT, CIT, ZUS itd. Chciałoby się powiedzieć: „nie będzie niczego” – tylko wolność i samoobsługa. Hulajnoga, na której kandydat odjeżdża zaraz po wiecach, jest w ogóle dobrym symbolem tej kampanii: Mentzen goni rywali, ale jednocześnie ucieka od niewygodnych pytań o to, co przez lata wygadywał.
Polityka
13.2025
(3508) z dnia 25.03.2025;
Przypisy;
s. 4