Rozumiem ludzi głosujących na Konfederację i AfD. Polska to nie NRD, ale swoje obszary biedy, wykluczenia i nigdy „niewyprasowanych” nierówności mamy.
Gdybym pracowała w rzeźni, fabryce parówek lub Polskiej Agencji Kosmicznej, nie miałabym dzieci. Praca w mediach nie jest aż tak fizycznie wymagająca i nie odbywa się w ekstremalnych warunkach, więc można tam dzieci zabrać ze sobą. Niebezpieczne śmieci krążą już nie tylko w rzekach, gdzie jako doświadczona kajakowa spływowiczka podziwiam perkozy w pieszczocie chemicznych pian spowijających puszki, plastikowe butelki i tony odpadów. Teraz doszły spadające z orbity śmieci Muska – pracownicy Polskiej Agencji Kosmicznej będą musieli biegać po kraju z workami i w gumowych rękawiczkach. To nie robota dla samodzielnych rodziców. Obu synów zawsze musiałam taszczyć do pracy jak kangurzyca – biedni realizatorzy dźwięku i wydawczynie mają przeze mnie dodatkowy baby sitting podczas audycji. Dziś trzeba całego miasta, by wychować dziecko.
Sama też byłam dzieckiem rozwiedzionych rodziców i dzięki temu miałam dwa razy ciekawsze życie: a to w pracy z ojcem, a to na festiwalach piosenki z matką. Wszędzie czuć było polskie kompleksy względem Zachodu. W redakcji Mieczysław Rakowski próbował dryblować między komunistycznym przekazem i atrakcyjnym krytycznym tygodnikiem, więc w biurku ojca kryły się stosy prenumerowanych magazynów ze Stanów Zjednoczonych i z RFN. Godzinami siedziałam na podłodze pod biurkiem i oglądałam, nawet reklamy były piękne. Przychodziły też listy z Zachodu: wiedzieliśmy, że w Ameryce każdy farmer ma własny ciągnik, każdy Austriak – przytulny domek, a zachodni Niemiec – Garbusa czy Golfa. Reklamy papierosów emanowały zdrowiem, szczęściem i wolnością. Zaciągnąłeś się Camelem czy Marlboro i lądowałeś na koniu albo na Wall Street.
Dlatego dziś rozumiem ludzi głosujących na Konfederację i AfD. Polska to nie NRD, ale swoje obszary biedy, wykluczenia i nigdy „niewyprasowanych” nierówności mamy.
Polityka
12.2025
(3507) z dnia 18.03.2025;
Felietony;
s. 129