Kraj

W sieci prowokacji

5 minut czytania
Dodaj do schowka
Usuń ze schowka
Wyślij emailem
Parametry czytania
Drukuj

Kto podłożył świnię Andrzejowi Dudzie i wyciągnął mu dawną przynależność do Unii Wolności, a do tego dołożył teścia pochodzenia żydowskiego? Nie powinno się tak robić. Unia Wolności, Żydzi – niby nic złego, a jednak nieładnie tak mówić o człowieku. Andrzej Duda nie wspominał przedtem, że należał do Unii Wolności, ale u nas to nic nowego. Nie on jeden zapomniał, że należał do partii. Kilka milionów zapomniało. Polska pełna jest byłych członków. Nie jest w dobrym tonie o tym przypominać. Robimy to tylko wtedy, kiedy chcemy kogoś ośmieszyć, na przykład satyryka, znanego z radykalnie antykomunistycznych przekonań, któremu PZPR wystaje z butów. Albo byłego sekretarza KC. Albo publicystę i prezesa, który czyścił Polskie Radio z „gomułkowskich złogów”, czyli ze swoich byłych towarzyszek i towarzyszy. Obecnie ma nowe koleżanki, w tym Dorotę Kanię, z którą ma resortowe dzieci. (Oby żyły długo i szczęśliwie!).

Andrzej Duda zamiast powiedzieć otwarcie: „Tak, byłem w Unii Wolności i wcale się tego nie wstydzę, bo to była partia Geremka, Mazowieckiego i Balcerowicza, partia reform”, usiłuje swoją przynależność zminimalizować, sprowadzić do epizodu bez znaczenia. Było, minęło, nie ma o czym mówić. Zacieranie po sobie śladów, jak gdyby UW to była jakaś Falanga, której się trzeba wstydzić, dotyczy nie tylko niektórych niepokornych polityków i publicystów, którzy muszą naprawiać błędy młodości. Dotyczy nie tylko PZPR i UW, ale nawet Platformy. Wojciech Brochwicz, jeden z uczestników tzw. sprawy Jaruckiej, czyli prowokacji przeciwko Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, kandydatowi lewicy w wyborach prezydenckich, pamięta jak przez mgłę, że należał kiedyś do Platformy.

Polityka 13.2015 (3002) z dnia 24.03.2015; Felietony; s. 102

Maksimum treści, minimum reklam

Czytaj wszystkie teksty z „Polityki” i wydań specjalnych oraz dziel się dostępem z bliskimi!

Kup dostęp
Reklama