Pozycji mocarstwa nie trzeba zdobywać. Można ją kupić. Pokazuje to długa amerykańska tradycja.
Wielkie wydarzenia miewają skromne początki. A skutki są czasem tak oddalone od przyczyn, że nie widać między nimi połączenia. Bo czy istnieje związek między narodzinami amerykańskiego imperium a rewoltą niewolników na stosunkowo małej karaibskiej wyspie? Otóż istnieje. Kiedy w 1803 r. zbuntowani niewolnicy ogłosili Haiti niepodległym państwem, marzenie Napoleona o stworzeniu francuskiego imperium w Nowym Świecie legło w gruzach. Bez przynoszącego krociowe zyski (cukier) zaplecza w postaci Haiti jakikolwiek pożytek z utrzymania przy Francji Luizjany, ogromnego terytorium rozciągającego się na zachód od Stanów Zjednoczonych, był wątpliwy. Te słabo zaludnione tereny nie przedstawiały już z punktu widzenia Paryża wielkiej wartości. A ponieważ wojna z Wielką Brytanią wymagała funduszy, Napoleon zwrócił się do Waszyngtonu z propozycją, która pchnęła młodą republikę na tory mocarstwowości.
Luizjana na kredyt
Amerykanie nie mogli uwierzyć, gdy Francuzi zaproponowali im kupno całej, liczącej ponad 2 mln km kw., Luizjany. Początkowo ich ambicje ograniczały się do kupna Nowego Orleanu, którego port miał strategiczne znaczenie dla amerykańskiego handlu. Wysłany do Paryża negocjator James Monroe otrzymał upoważnienie jedynie do zaoferowania 2 mln dol. za Nowy Orlean. Ale w kwietniu 1803 r. podczas pierwszego spotkania z francuskim ministrem spraw zagranicznych Monroe dowiedział się, że Francja jest gotowa sprzedać całą Luizjanę za 15 mln dol. (dziś to równowartość ponad 500 mln dol.).
Stany Zjednoczone nie miały takich pieniędzy, a Napoleon naciskał, by płatność nastąpiła jak najszybciej. Z pomocą przyszli angielscy bankierzy i… dług publiczny. Waszyngton zdecydował się na wyemitowanie rządowych obligacji, oprocentowanych na 6 proc. w skali roku, które następnie skupowały domy bankowe w londyńskim City.
Polityka
12.2025
(3507) z dnia 18.03.2025;
Historia;
s. 106
Oryginalny tytuł tekstu: "Wuj Sam kupuje sam"