Jak było naprawdę, opowiada dr Kamil Kijek, historyk i socjolog, kurator wystawy „1945. Nie koniec, nie początek”, opowiadającej o powojennych losach polskich Żydów.
Rok zakończenia wojny był dla polskich Żydów rokiem trudnych wyborów. Opowiada o nich otwarta właśnie w Muzeum Polin wystawa „1945. Nie koniec, nie początek”.
Znany i lubiany niewątpliwie judeosceptyk Robert Winnicki nawtykał mi niedawno od żydokomuny. W czym problem?
Słowo na „ż” nadal drży i brzydzi, jak „dżdży” i „dżdżownica”. Ale od czego dobry stary „syjonista”? Mój ojciec wyleciał z uniwersytetu za syjonizm, bo w 1968 r. też już nie było „antysemityzmu”. Ależ skąd!
Oficer wywiadu wojskowego Włodzimierz Barankiewicz uciekł za „żelazną kurtynę” w 1961 r. Jego syn Jacek, który został w Polsce, bada dokumenty i po latach odkrywa historię ojca.
Wypełniają się słowa Oskara Rosenfelda: „Nie było już świadków wielu okropności. Relacjom na temat wielu okrucieństw w ogóle nie dawano wiary. Więc niech przetrwa przynajmniej pamięć o nich”.
Jak zamknięci w getcie ludzie dostosowywali się do warunków stworzonych przez okupacyjną władzę.
Administracja i organizacja łódzkiego getta.
Każdy z autorów patrzył na łódzkie getto w inny sposób; miał dostęp do różnych jego części i różnych sfer życia jego mieszkańców. Często widać, że były to zdjęcia inscenizowane.
Przedwojenny Opatów, a w zasadzie sztetl Apt, w obrazach Kirszenblata nie ocieka patosem ani lukrem, podglądamy raczej codzienne życie żydowskiego miasteczka, gdzie spotkać można było nosiwodę i bajglarkę, ale też... prostytutki.