Gdyby 11 listopada Polska zgłosiła się na terapię, na pytanie o powód wizyty mogłaby wskazać wielką pustą przestrzeń – naszą przestrzeń publiczną, w której najpierw długo nie dzieje się nic, a potem wlewa się w nią brunatna stonoga: Marsz Niepodległości.
Według organizatorów w Marszu Niepodległości wzięło udział nawet 200 tys. osób. Według stołecznego ratusza – 90 tys. Przed sceną na Stadionie Narodowym zachwalano, że w ogóle nie było widać policji.
Traktujemy siebie albo jako nieskalaną moralnie ofiarę, albo jako nieskalanego moralnie zwycięzcę, w słusznej sprawie oczywiście. Rozmowa z pisarzem Michałem Cichym o sacrum w historii i o tym, dlaczego Polacy chcą czuć się niewinni.
Przed kolejnymi obchodami Święta Niepodległości rozmawiamy o radykalizmie politycznym i toczącym się w jego cieniu wyścigu liderów skrajnej prawicy.
Wielu ludom się nie udało, a nam tak. I to, powiedzmy wprost, w dość konkurencyjnym otoczeniu – mówi o polskiej państwowości, polskości, Marcin Napiórkowski, p.o. dyrektor Muzeum Historii Polski, współautor musicalu „1989”.
Telewizor cicho mruczał w przededniu Święta Niepodległości i nagle usłyszałem, że powtarzają jakąś pisowską kluchę z czasów kampanii wyborczej.
Według danych stołecznego ratusza w tegorocznym Marszu Niepodległości udział wzięło ok. 40 tys. osób.
Wygląda na to, że powyborcza polityka PiS będzie polegać na wywoływaniu antyunijnej histerii, przygotowującej polexit na wzór niedawnego brexitu. Czy trzeba to brać na serio? To zależy, jaka będzie pozycja Kaczyńskiego w partii.
Narodowcy maszerowali przez Warszawę pod hasłem „Jeszcze Polska nie zginęła”. W przemówieniach było mniej nawiązań do krajowej polityki, a więcej oryginalnego nacjonalizmu, nastawionego zwłaszcza przeciw Brukseli i lewicy.
Pustki w kasie i konflikt związany z usunięciem Roberta Bąkiewicza sprawiły, że Stowarzyszenie Marsz Niepodległości ma spore problemy ze swoją sztandarową imprezą. Narodowcy liczą jednak na nowe otwarcie.