Mięsa jemy za dużo, jego przemysłowa hodowla degraduje środowisko, a branża nie ponosi kosztów destrukcyjnej działalności. Trzeba to zmienić – ale w żadnym razie nie kolejnym wysokim podatkiem.
Dla zdobycia głosów drobnych rolników rząd nie waha się ryzykować zdrowia polskich konsumentów, a także załamania eksportu polskiej żywności.
Żywność miała tanieć po nowych zbiorach, likwidując efekt przednówka. Nic z tego. Najnowsze dane pokazują, że inflacja, kiedyś zwana drożyzną, dopiero się rozkręca.
Jedyna polska firma mięsna, która skutecznie konkurowała z duńskim Sokołowem oraz amerykańsko-chińskim Animexem, znalazła się na krawędzi upadku. Jeśli nie znajdzie sposobu na ratunek, nasz rynek opanują zagraniczne giganty.
NIK ogłosiła bardzo niepokojący raport o dodatkach do żywności. Na szczęście dla konsumentów mało wiarygodny, za to szkodliwy dla reputacji najważniejszej instytucji kontrolnej w Polsce.
Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, z którego wynika, że przeciętny polski konsument spożywa w ciągu roku 2 kg dodatków do żywności oznaczonych różnego rodzaju „E”. Konsumenci nie powinni jednak wpadać w histerię.
Przyglądamy się rewolucji, jaka zaszła na naszych talerzach. Jak to wyglądało 15 lat po PRL?
Jak piramida pieczywa i pieczonego mięsa z dodatkami zrobiła światową karierę. I co z tego wynikło, nie tylko w gastronomii.
Rolnicy żądają wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i straszą drastycznymi podwyżkami cen żywności. Czy to realne zagrożenie, czy może raczej polityczna zagrywka?