Ze śląskich kopalń odeszło w ciągu 10 minionych lat ponad 200 tys. ludzi - i Śląsk się nie zawalił. Nieprawdziwa okazała się teza - lansowana przez szefów górnictwa i działaczy związkowych - że każdy górnik tworzy poza kopalnią 4-5 miejsc pracy. Olbrzymia armia ludzi rozstała się z górnictwem w cywilizowany sposób: nikt nie znalazł się na bruku, dramatycznie nie wzrosła przestępczość, stopa bezrobocia należy tu do najniższych w kraju i ciągle spada. Górnikom zaproponowano tak atrakcyjne warunki odejścia z kopalń, umożliwiające nowy start życiowy, o jakich reszta kraju może tylko marzyć. Dlaczego więc kopalnie są największymi ogniskami niepokojów społecznych?
Polską rządzą związki zawodowe. Tak mówi nawet Lech Wałęsa, twórca potęgi i mitu Solidarności. Poza Polską nie ma drugiego kraju europejskiego, w którym działacze związkowi stanowiliby trzon władzy wykonawczej i parlamentu. A jednocześnie związki zawodowe ani na chwilę nie przestają walczyć z rządem, innymi związkami, a nawet same ze sobą, czego symbolem jest przemarsz Mariana Krzaklewskiego na czele wielkiej demonstracji antyrządowej czy zażarty konflikt między Solidarnościami poczty i telekomunikacji. Dziś protestuje zbrojeniówka i anestezjolodzy, głodują górnicy, akcją nieposłuszeństwa grożą związkowcy z telewizji publicznej, kolejarze właśnie zmusili do dymisji ministra transportu, a stolicę znów najechał Andrzej Lepper z kolegami z innych organizacji rolniczych. Nie dość na tym: związki zażądały prawa do opiniowania budżetu państwa, co byłoby oczywistym wtargnięciem w kompetencje rządu i Sejmu. Władze polityczne, i to nie tylko obecna ekipa Solidarności, wydają się być onieśmielone potęgą związkową. Jakże bowiem powiedzieć, że "protest społeczny" może być przejawem bezwstydnego egoizmu; jak wysłać policję przeciwko "zdeterminowanym rolnikom i robotnikom" paraliżującym miasto, jak pociągnąć do odpowiedzialności organizatorów nielegalnych strajków, skoro po drugiej stronie są koledzy-związkowcy, a ponadto można narazić się na zarzut, że kiedyś to samo robili komuniści?
NSZZ Solidarność to zdecydowanie najmocniejsze ogniwo AWS i jej klubu parlamentarnego, Ruchu Społecznego AWS, a także - w istocie - większej części polskiej prawicy. Komisja Krajowa Solidarności dysponuje więc wpływami politycznymi, których nie sposób przecenić. Marian Krzaklewski, prawdziwy boss polskiej polityki, na posiedzeniach Komisji musi się, "po linii związkowej", często gęsto tłumaczyć ze swoich parlamentarnych i rządowych uwikłań. Komisja daje też polskiej polityce nowych ludzi, z dnia na dzień stających się pierwszoplanowymi postaciami życia publicznego. Dlatego zawsze ważne jest, kto w niej zasiada.
Od siedemnastu lat nie ma już CRZZ, od trzynastu istnieje OPZZ, od dziewięciu Solidarność znów jest na politycznej scenie, a mimo to nadal toczą się spory o majątek tych central związkowych. Rada Ministrów przyjęła projekt kolejnej nowelizacji ustawy z 1990 r. regulującej te kwestie. Padają kwoty (do ponad 123 mln zł), jakie w efekcie w przyszłym roku mają otrzymać struktury "S".
Na X Zjeździe delegatów Solidarności w Jastrzębiu Zdroju co najmniej raz powiało grozą, kiedy szef komisji mandatowo-wyborczej powiedział: "na liście kandydatur na przewodniczącego Solidarności są trzy zgłoszenia..." - tu na sali obrad zapadła pełna niedowierzania cisza - "...ale wszystkie dotyczą tej samej osoby, Mariana Krzaklewskiego".
Strajk maszynistów trwał pięć dni i kosztował kolej 50 milionów złotych. 13,5 tysiąca ludzi sparaliżowało na tyle żelazne drogi, że stanęło 50 procent pociągów pasażerskich i 70 procent składów towarowych. Kolejowa burza przycichła, prawdopodobnie jednak tylko na chwilę. Nadal też aktualne pozostało pytanie o to, jak państwo powinno bronić się przed strajkowym szantażem wąskich grup pracowniczych, które mogą skutecznie zdezorganizować gospodarkę kraju?
Sierpień 80, największy związek zawodowy w Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów, dał 16 czerwca ministrowi Skarbu Państwa tydzień na anulowanie zarządzenia o wprowadzeniu zarządu komisarycznego i wszczęciu postępowania naprawczego w przedsiębiorstwie. Liderzy związku porównują je z... "wprowadzeniem stanu wojennego w kopalni" i grożą, że odpowiedzą tak jak na stan wojenny sprzed lat. Ale pozostałe związki mają już dość destrukcji.