Sensacją francuskiej kampanii prezydenckiej stała się aplikacja łącząca wyborców z ofertą programową kandydatów.
Zwrot Marine Le Pen w stronę „cywilizowanej” prawicy, rozczarowanie establishmentem po lockdownie i wyczerpanie się „tabu” głosowania na nacjonalistów mogą zadziałać na korzyść liderki Frontu Narodowego w wyborach prezydenckich.
W toku tej kadencji może się okazać, że nawet większość absolutna to za mało, by Francuzi nie uznali nowego prezydenta za uzurpatora.
We Francji Macron wygrał wybory. A wieści z Polski tego dnia? Kancelaria Prezydenta informuje, że prezydent RP odwiedził fabrykę traktorów.
W pewnym sensie Francja uratowała Europę i głosowała w naszym interesie.
Obecne realne poparcie społeczne dla projektu Macrona i En Marche! można ocenić, podwyższając jego wynik w pierwszej turze (23,75 proc.) o jakieś 5–10 procent.
Wbrew alarmistycznym obawom, że we Francji bardzo wzrosną nastroje nacjonalistyczne, antyimigranckie i antymuzułmańskie – reprezentujący te nastroje Front Narodowy nie zdobył większości w żadnym ze stu francuskich departamentów.
Francuska Partia Socjalistyczna zdołała w trakcie niedzielnej drugiej tury wyborów legislacyjnych - jak mówią Francuzi - ocalić meble z pożaru. Powiększyła swój stan posiadania w Parlamencie o ponad 50 miejsc (i oczywiście osób). Socjaliści bardzo są dumni z tego wyczynu.
Lider rządzącej partii Nicolas Sarkozy uzyskał 31,11 proc. głosów, kandydatka socjalistów Ségolène Royal 25,84 proc., centrysta, który usiłował przełamać podział na lewicę i prawicę: François Bayrou - bardzo dobry jak na Francję wynik - 18,55 proc. i skrajnie prawicowy Jean-Marie Le Pen, który 5 lat temu wszedł do drugiej tury, teraz wyraźnie słabiej - 10,51 proc.
Dzisiaj niemal wszędzie – a Francja jest koronnym przykładem – każdy kandydat do władzy musi postulować zdecydowaną zmianę.