Czy coś nam jeszcze dzisiaj przychodzi z dobrych manier? Czy warto uczyć dzieci savoir-vivre’u, czy też trzeba przystać na świat z jego prostactwem i wulgarnością?
Hipster, leming, gimbus – czy każde słowo nieznane czy niezrozumiałe stanie się wcześniej czy później uniwersalną obelgą?
Można, oczywiście, wyłączyć telewizję, nie kupować gazet, odciąć się na jakiś czas od internetu i nie podsłuchiwać prywatnych rozmów polityków. Ale zostaliśmy w to podsłuchiwanie wciągnięci. Usłyszeliśmy język dosadny i niewyrafinowany.
Polszczyzna dzisiejsza ma dwa zagrożenia.
Na ulicach, placach i skwerach trwa bój o czystą, piękną polszczyznę. Przeszkolone patrole policji i straży miejskiej pilnie nadstawiają ucha, łowiąc znajomą ordynarną frazę, której władza powiedziała twarde „nie”. Tych, którzy dobro, jakim jest język polski, traktują ze szczególnym okrucieństwem, funkcjonariusze upominają i karzą mandatami. Zatem obywatelu: uważaj, co mówisz, bo następny możesz być ty!
Latem, jak Polska długa i szeroka, słychać wielki bluzg
Język polski jest dziś opanowywany przez słowa wulgarne. Kiedyś wstydliwie ukrywane, wykropkowywane, cenzurowane, dziś zdecydowanie wkraczają w coraz więcej obszarów, dotąd od językowych sprośności wolnych.