Czy warto jeszcze uchodzić za człowieka kulturalnego? I co to w powszechnym mniemaniu znaczy? Schamieliśmy masowo i dogłębnie czy jesteśmy coraz bardziej kulturalni, tyle że inaczej niż pół, a nawet ćwierć wieku temu?
Tekst o takim natężeniu wulgaryzmów, jak poniżej, można usprawiedliwić tylko wyższą koniecznością. Ale ta właśnie przyszła – w postaci nowego języka protestu i szybkiej kariery słowa na „w”.
Katarzyna Skrzynecka, aktorka, pisze w internecie, że uciekła z Mielna przed gromadami „rozwydrzonych matołów, pod 30-tkę, dojących na plaży z gwinta już nie tylko piwsko, ale wódkę i »łychę«, ryczących jak bawoły, (...) : »Weź ku..., ja pier..., ku..., je..., je... wszystkich, ku...«”. W Białymstoku setki młodzieńców w szortach skandowały przez cały dzień: „wyp...ać”. Bluzg, wszędzie bluzg.
Bluzg mocniej zaznaczył obecność w sferze publicznej, bo służy dziś walce z elitą albo wręcz autopromocji. Dlatego ten tekst – ostrzegamy od razu – pełen będzie brzydkich bohaterów roku: wulgaryzmów i inwektyw.
Naukowcy z Uniwersytetu Paryskiego wykazali, że w trakcie snu szczególnie lubimy wypowiadać wyrazy, które nie należą do najgrzeczniejszych.
Język nam chamieje. Brzydkie słowa królują w domach, na ulicach, w szkołach i mediach. Ale nawet jeśli nasilenie wulgaryzmów to zjawisko nowe, samo upodobanie do soczystych przekleństw mamy we krwi.
W transmitowanej przez internet „Lekcji RP”, poza samym Wenclem, wziął udział także Tadeusz Polkowski, szerzej znany jako Tadek – 34-letni raper związany z krakowską grupą Firma.
Czy coś nam jeszcze dzisiaj przychodzi z dobrych manier? Czy warto uczyć dzieci savoir-vivre’u, czy też trzeba przystać na świat z jego prostactwem i wulgarnością?
Hipster, leming, gimbus – czy każde słowo nieznane czy niezrozumiałe stanie się wcześniej czy później uniwersalną obelgą?