Rosja nie jest ani tak odporna na sankcje, jak zapewnia Władimir Putin, ani nie zbankrutuje z dnia na dzień. Zaduszanie chwilę potrwa.
Nie można sobie wyobrazić bardziej wymownego i poruszającego symbolu odwagi i poświęcenia ukraińskich żołnierzy w wojnie z Rosją Putina niż to, co zdarzyło się na maleńkiej Wyspie Węży.
Kijów zyskał rangę symbolu. Jego bohaterska obrona bądź – oby nie – upadek byłby punktem zwrotnym w tej wojnie. Ukraińcy skutecznie grają Putinowi na nosie, doprowadzając go do szewskiej pasji.
Wszyscy, także ludzie związani ze światem sportu, muszą zadać sobie kilka oczywistych pytań o stosunek do ogromu nieszczęścia, którego za sprawą Rosji doznaje Ukraina. Już widać, że niektórzy mają zasadnicze trudności z jasnymi odpowiedziami.
Jak stwierdził w parlamencie premier Mario Draghi, Włochy stanowczo potępiają „nieakceptowalną inwazję Rosji na Ukrainę”. Ale opinia publiczna jest bardzo podzielona.
Wojna gdzieś na wschodzie Europy, wikłająca jednocześnie Stany Zjednoczone, ich europejskich sojuszników i Rosję, to cenny prezent dla ChRL.
„Szpicą” obecnie dowodzą Francuzi. Przerzucenie dodatkowych sił na wschodnią flankę może objąć Amerykanów, Niemców i innych Europejczyków.
Już w pierwszym dniu wojny z Ukrainą rosyjskie media pobiły rekordy absurdu, które kiedyś ustanowili radzieccy propagandziści.
Najbliższe dni będą kluczowe – okaże się, czy rosyjskie wojska zdołają przełamać obronę. Najważniejsze, żeby Ukraina zadała Rosji straty, które będą dla niej nie do zaakceptowania. Pytanie, ile jest w stanie przełknąć Putin.
Populistyczna prawica unika jak ognia krytykowania rosyjskiego prezydenta. Ubolewa nad ofiarami, obawia się kryzysu energetycznego. Ale Putina z nazwiska nie wymienia.