Wiceministra edukacji Joanna Mucha ujawniła kolejne informacje na temat programów willa plus i „Inwestycje w oświacie”. W przygotowaniu jest zawiadomienie do prokuratury. Ta sprawa będzie mieć daleko idące konsekwencje.
Sieć Badawcza Łukasiewicz miała być pomostem między polską nauką a gospodarką. Ma ogromny budżet, ale przez pięć lat istnienia nie dorobiła się strategii działania. Są za to wysokie pensje i przedziwne aneksy do umów o pracę, podpisywane przed wyborami. A wszystkim zarządzał m.in. były szef aferalnego NCBiR oraz człowiek od „willi plus”.
Może o latach 2015–23 w Polsce będzie się kiedyś mówić, że był to czas, gdy ze skromnego obywatela można było błyskawicznie zostać milionerem dzięki stosownym protekcjom. Zwłaszcza jeśli protektorem był prezes Kaczyński.
Wybory samorządowe już pojutrze; konferencja prasowa prezesa NBP Adama Glapińskiego; rośnie napięcie w relacjach USA z Izraelem; pieniądze z „Willi plus” wracają do budżetu; proces szajki złodziei mieszkań i zabójców.
„Willa plus” to afera związana z wieloma osobami, ale najważniejsze są dwie: Michał Dworczyk i Przemysław Czarnek. Ten drugi, rzecz jasna, liczy się bardziej. Paradoksalnie gdyby nie dziennikarze i niezmordowani „posłowie śledczy”, aferzyści byliby dziś w gorszym położeniu.
To, że sprawa jest skomplikowana, nie oznacza, że z rozliczeń władzy PiS należy rezygnować. Przeciwnie: rezygnować nie wolno, bo oznaczałoby to totalną demoralizację władzy i powszechną utratę zaufania nie tylko do rządzących, ale do państwa w ogóle. Trzeba się jednak przygotować na problemy.
Politycy, nie tylko w Polsce, lubią się procesować ze swoimi konkurentami. Poza tym procesy działają powstrzymująco. Metoda „na pozwy” jest więc całkiem sprawnym, aczkolwiek cynicznym narzędziem w politycznej walce.
Nikt nie oczekuje od Przemysława Czarnka, że będzie respektował zasady bezstronności, transparencji i praworządności w zarządzaniu resortem. To jak oczekiwać od wilka, że będzie jadł sałatę. Chodzi o coś zupełnie innego: żeby złapać złodzieja. Choćby co dziesiątego złodzieja. To już byłoby coś.
Od deklaracji wsparcia dla organizacji dotąd „dyskryminowanych” do grabieży publicznych pieniędzy. Tak kończy się pisowski plan upaństwowienia organizacji pozarządowych.