Wielka Brytania podjęła decyzję o otwarciu rynku pracy dla nowych państw członkowskich z chwilą ich przyjęcia do Unii. U Brytyjczyków po raz kolejny wziął górę pragmatyzm – skoro nie można się czemuś skutecznie przeciwstawić, lepiej to zaakceptować.
Londyńczycy zdecydowali się na odważny eksperyment: na swego mera wybrali ultralewicowego Kena Livingstone’a, sympatyka trockizmu. Z góry wiadomo było, że będzie o nim głośno. I jest.
Złoty jubileusz królowej brytyjskiej (50 lat panowania) budzi podziw i zazdrość. Żaden prezydent, żaden rząd nie utrzymałby się tak długo w naszej burzliwej epoce, nawet gdyby fałszował wybory lub stosował przemoc. Ale monarchia w Anglii nie trwa sama dla siebie. Jest podporą arystokratów, którym w innych krajach albo obcięto głowy i spustoszono majątki, albo złożono ich w naftalinie operetkowych kostiumów. W Anglii monarchia i arystokracja, jej dwór, tytuły, zamki i pałace, polowania i przyjęcia – choć już nie tworzą zasadniczych ram porządku społecznego – to wciąż konkurują z elitą pieniądza.
„Chory potrzebuje zastrzyku… gotówki” – to diagnoza stawiana od lat słabującej służbie zdrowia w Wielkiej Brytanii. Bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich była szczytowym osiągnięciem powojennych rządów laburzystowskich. Stopniowo jednak przestała być chlubą i zamieniła się w bolączkę dla każdej opcji politycznej u steru rządów. Pomimo coraz głośniejszego nawoływania do radykalnej reformy, rząd Tony’ego Blaira zamiast zmian zaproponował wstrzyknięcie kolejnych miliardów funtów w umierający system opieki zdrowotnej.
Pożegnanie brytyjskiej Królowej Matki to manifestacja powszechnego żalu, słowa bezgranicznego podziwu i oddania osobie, która budziła szacunek i sympatię. Tylko nieliczni krytycy ustroju wytkną Brytyjczykom hipokryzję i cenzurę obyczajową: ich władcy nie byli tak kryształowi, jak się ich przedstawia.
Baronessa Patricia Scotland. Minister do Spraw Praw Człowieka w Wielkiej Brytanii
Nikomu bardziej na świecie nie mogło być żal imperium niż Anglikom. Kolor czerwony, którym brytyjskie terytoria zaznaczano dawniej na mapach, bił w oczy wszędzie, pomyślcie tylko – od bezkresów Kanady po Australię i część Polinezji, przez niemal całą Afrykę od Kairu (nieformalnie) po Kapsztad, Aden nad Morzem Arabskim, wreszcie Indie, które nie są przecież krajem, a całym subkontynentem. Rozstanie z perłami korony przyszło jednak łatwiej niż Francuzom, którzy stoczyli dwie wielkie i krwawe wojny o utrzymanie swoich kolonii – Algierii i Indochin.
Wielka Brytania ma najgorsze koleje w Europie – uważa nawet jeden z brytyjskich ministrów. Ich prywatyzacja miała doprowadzić do szybkiego unowocześnienia, a skończyła się w istocie ponownym upaństwowieniem i kryzysem zaufania do rządu premiera Tony’ego Blaira.
Tony Blair to pieszczoszek unowocześniaczy lewicy. Dwa razy poprowadził nową Partię Pracy do wygranej w wyborach. Wykreślił z partyjnej doktryny słowo socjalizm, zastąpił je trzecią drogą. W Polsce budzi podziw, a może i zazdrość liderów SLD.
Jak być muzułmaninem w Europie? Jak żyć w Europie z muzułmanami? Muzułmanów jest w Europie Zachodniej ok. 10 mln. Wbrew pozorom nie są monolitem. Ale wszędzie mają ten sam zasadniczy problem: nie czują się w Europie u siebie, a Europa nie czuje się z nimi swojsko, zwłaszcza po tym, co stało się w Ameryce. Przepaść pogłębia się, napięcie rośnie. Zobaczymy, jak to wygląda na przykładach Wielkiej Brytanii (2–3 mln muzułmanów) i Niemiec (3 mln).