Kiedy szedłem na urlop rodzicielski, dostałem wiele gratulacji. Moja żona powiedziała wtedy: nie pamiętam, żeby ktoś mi wysyłał gratulacje, kiedy poszłam na macierzyński. To jest sedno problemu – mówi Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. I tata, który przez dziewięć miesięcy był na urlopie rodzicielskim.
Sejm zaopiekuje się dziećmi posłanek i posłów.
KO obiecuje 1,5 tys. zł miesięcznie dla każdej młodej mamy, która po urodzeniu dziecka zdecyduje się wrócić do pracy. Dodatek ma być wypłacany, dopóki maluch nie ukończy trzech lat. Propozycja Donalda Tuska przez wielu została potraktowana jako próba populistycznej licytacji z PiS na rozdawnictwo. Ale rozdawnictwem nie jest.
Stawka jest wysoka: kwestia uelastycznienia trybu pracy celem „ułatwienia godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych” to nie tylko zapis dyrektywy, ale i jeden z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy.
W kraju, w którym tak podkreśla się wagę rodziny, rynek pracy jest dla kobiet nieprzyjazny. Choć 94 proc. matek chce być aktywnych zawodowo, tylko połowa wraca do pracy, zanim dziecko ukończy trzy lata.
Zdominowany przez kobiety fiński rząd właśnie zdecydował, że urlopy rodzicielskie będą dzielone po równo między matki i ojców. Wolne od pracy są prawie dwa lata – łącznie dla obojga.
Kryzys i trudny rynek pracy to dla niektórych kobiet pokusa, by uciec w rolę pani domu. Te, którym przytrafia się to przymusowo, przeżywają dramaty. Etykieta „kura domowa” traktowana bywa jako piętno.
Wydłużenie płatnego urlopu macierzyńskiego do roku i podzielenie się nim z ojcem dziecka - nowe przepisy przyjęte niedawno przez Sejm - nie wywołują wielkiego entuzjazmu wśród młodych mam i ojców.
Pomysł wydłużenia do roku urlopów rodzicielskich urodził się w rządzie szybko i bezboleśnie. Kto tak skutecznie przekonał premiera i do czego?