Kwitnące imperium - mówi Bogusław Kaczyński o teatrze, który zostawił. A zespół to prawdziwa kolekcja. Teraz wszedł facet i jak słoń w składzie porcelany tłucze kolekcję - podsumowuje nowego dyrektora. Kolekcja szepcze wystraszona: to jest rzeź. A nowy szef pyta, kto i dlaczego robi atmosferę zagrożenia.
Zaiste królewski prezent ofiarowali przed paroma tygodniami środowisku teatralnemu uczestnicy ankiety "Polityki", mającej na celu wyłonienie najwybitniejszych aktorów XX wieku. Wielu obserwatorów żywiło obawy co do jej wyników, no i mamy się czego wstydzić, my, ludzie małej wiary. Uhonorowanie Tadeusza Łomnickiego i Gustawa Holoubka z jednej strony, bardzo dalekie miejsca gwiazdek trafnie ochrzczonych "pin up actors" z drugiej, wyraźnie określiło preferencje miłośników teatru. Okazało się, że kiedy przychodzi do poważnej weryfikacji, liczy się artyzm - nie tania popularność, ambitnie stawiana poprzeczka - nie odcinanie kuponów od raz zdobytej sławy, oryginalność - nie podporządkowanie się schematom, poważne traktowanie sztuki - nie gaworzenie byle czego w żurnalach dla kucharek.Proszę przyjąć jako skromny suplement do sumującej stulecie ankiety ten coroczny, szósty już "subiektywny spis", obejmujący sezon 1997/1998 w teatrach dramatycznych i teatrze telewizji. Nie idzie w nim, co nieodmiennie podkreślam, o jakąkolwiek "ligę". Notuję spostrzeżenia dotyczące poszczególnych dokonań aktorskich: zwycięstw i porażek, kłaniam się mistrzom, cieszę się z debiutów. Próbuję też dostrzec artystów, zasługujących umiejętnościami i rzetelnością na większy niż dotychczas rozgłos.
Właśnie przetoczyła się przez teatry fala zmian na dyrektorskich stanowiskach: towarzyszyły jej podziały w zespołach, petycje i kontrpetycje, listy otwarte i odwołania do ministerstwa, wojny na paragrafy kodeksu pracy, intrygi i plotki. Kim jest dziś dyrektor teatru? Czy wciąż pięknisiem we fraku i w cylindrze jak z operetek?
Sztuczkę ze skrzynią o podwójnym dnie umie pokazać każdy prestidigitator w pierwszym lepszym cyrku. Piękną dziewczynę wkłada się do pudła, czary mary - i pod wiekiem pusto. Wieko zatrzaśnięte, parę magicznych ruchów - i zguba z powrotem wyłania się ze skrzyni. Wdzięczne uśmiechy, brawa. W lodowatym, czarno-białym cyrku oberiutów, rozkręconym na scenie warszawskiego Studia przez Litwina Oskarasa Korsunovasa, niewyszukany trick nie budzi uśmiechu na twarzach widzów. Rozbawienie skutecznie grzęźnie w gardle.