Zmarł nagle w nocy z 18 na 19 kwietnia w wieku 60 lat. O śmierci Jarosława Hyka poinformowała jego żona Beata Czuma, dziennikarka „Faktu”.
Sądowe rozliczenia największej tragedii stanu wojennego trwały 16 lat. Z tą katastrofą zmierzyły się dwa wymiary sprawiedliwości: PRL i wolnej Polski. Były brawa po wyroku, były gwizdy po wyroku.
W grudniu 1981 r. miałem 19 lat i nosiłem mundur. Tamtej nocy wyrwał nas z łóżek alarm. Dowódca poinformował, że w kraju ogłoszono stan wojenny. A dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że ta wojna to taka bardziej domowa jest.
Wygląda na to, że obecnie rozpoczął się nowy etap historiografii PiS. A troska o słupki kosztem tworzenia wyimaginowanych wrogów to zwyczajna głupota polityczna, na dodatek demoralizująca społeczeństwo.
„Co by się stało, gdyby nie wojsko, człowiek poszedłby spać, a rano nie byłoby koni, świń czy krów. Dobrze, że tak się stało, chociaż wojsko marznie, ale my spokojnie śpimy” – napisał autor listu przejętego przez cenzurę w stanie wojennym. Te listy to dzisiaj skarbnica wiedzy o nastrojach Polaków i ich życiu codziennym w tamtym czasie.
Znów jesteśmy głęboko podzieleni, chociaż sam podział biegnie dziś inaczej. Czy po tylu latach doświadczenie stanu wojennego może być nam do czegoś przydatne?
W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przypominamy historię Emila, którego ciało znaleziono tuż przed siedemnastymi urodzinami.
Jesienią 1981 r. w tłum górników kopalni „Sosnowiec” poleciały fiolki z duszącą substancją. Sprawców do dzisiaj nie znaleziono. Także motyw pozostaje niejasny, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że celem było wywołanie wrzenia w kraju i sprowokowanie siłowej konfrontacji.
W czerwcu 1981 r. KGB szacowała szanse przeprowadzenia w Polsce zamachu stanu.
Bez tych wydarzeń na Śląsku stan wojenny byłby udany. Kraj żył w strachu i pożądanym dla władz wojskowych spokoju. Tylko tutaj wrzało.