Powtarza się modus operandi z czasu pierwszych rządów PiS: rozgrywanie przy pomocy służb specjalnych.
„Na szczycie służb specjalnych zalęgła się zorganizowana grupa przestępcza” – mówił przed senacką komisją ds. wyjaśnienia afery Pegasusa Roman Giertych. „Nie przewiduję udziału w pracach komisji na żadnym ich etapie” – oświadczył minister Mariusz Kamiński.
Według Johna Scotta-Railtona z kanadyjskiego ośrodka badawczego Citizen Lab inwigilowani Pegasusem w Polsce mieli być lider AgroUnii Michał Kołodziejczak i współautor książki o Mariuszu Kamińskim Tomasz Szwejgiert.
Ponieważ w III RP powstał groźny terroryzm w postaci totalnej opozycji, rząd postanowił zakupić Pegasusa, aby odciąć głowę hydrze zagrażającej prawowicie i demokratycznie wybranej władzy.
No i mamy polską Watergate. Ktoś kiedyś nada jej miano Wąsikgate, a może Kamińskigate albo PiS-gate, to mało ważne. Istotne jest, kto odpowie za inwigilowanie w 2019 r. Krzysztofa Brejzy, wówczas szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej.
Informację o szpiegowaniu Pegasusem senatora Koalicji Obywatelskiej podała agencja Associated Press, powołując się na analizę Citizen Lab z University of Toronto. Gdy miał być podsłuchiwany, Brejza był m.in. szefem sztabu wyborczego KO.
Wygląda to na polską Watergate. Z tą różnicą, że nie da się afery udowodnić żadnym dziennikarskim śledztwem, a władza nie poniesie konsekwencji. Taki mamy nie tylko klimat, ale i prawo.
To zasadne pytanie w kontekście ostatnich informacji dotyczących producenta Pegasusa: izraelskiej firmy NSO. Przypadek prokurator Ewy Wrzosek, której iPhone stał się celem ataku, dobitnie świadczy o tym, że złośliwe oprogramowanie szpiegowskie było w użyciu. Ale problem nie zniknął.
Do zatrzymania b. prezesa Lotosu Pawła Olechnowicza doszło pod koniec stycznia 2019 r. W taki sposób, by TVP miała co pokazywać. Sądy uznały, że zostało zszargane jego dobre imię. W tej sprawie nie chodzi jednak tylko o zasądzone pieniądze. Chodzi o odpowiedzialność funkcjonariuszy państwa za decyzje odciskające piętno na ludzkim życiu.
Ostatnie ataki antyszczepionkowców na punkty szczepień to nic nowego, tylko ciąg dalszy tego samego procesu, który zaczął się jeszcze w latach 90.