Dużo łatwiej przeprowadza się kampanię nienawiści, niż wprowadza pozytywne zmiany. Do wielu wyborców Trumpa dopiero teraz dociera, że głosując za krzywdą innych, zagłosowali na własną niekorzyść.
W Madrycie zakończył się dwudniowy zjazd europejskich radykałów, pierwszy od powrotu Donalda Trumpa do władzy. Dziś brzmią groźniej, bo mają sojusznika w Białym Domu.
Prawicowa międzynarodówka ogłasza koniec liberalnej demokracji i poprawności politycznej, jakie znamy – w skali globalnej. Lokalnie zaś fala trumpizmu ma zmyć Tuska, Trzaskowskiego, „libków” i całe „lewactwo”.
Od wyborów minęły trzy miesiące, a w Wiedniu wciąż nie zawiązała się koalicja. Rozmowy chadeków z liberałami zawaliły się w weekend. Teraz faworytem do roli kanclerza jest Herbert Kickl.
Czym kierują się wyborcy, czy zawsze właściwie odczytują programy polityków, na których głosują? Niezrozumiały jest opór, jaki w niektórych środowiskach naukowych budzi oczywista teza, że ludzie w swoich decyzjach kierują się tym, co mają w głowach.
W niedzielnych wyborach parlamentarnych, odbywających się pomiędzy pierwszą a drugą turą głosowania prezydenckiego, triumfowała – według pierwszych badań exit poll – Partia Socjaldemokratyczna. Za jej plecami uplasowała się populistyczna, prorosyjska prawica.
W pierwszej turze wyborów wygrał mało znany prorosyjski populista Călin Georgescu. Wyprzedził liberalną dziennikarkę Elenę Lasconi. Druga tura za dwa tygodnie, wynik pierwszej zaskoczył nawet ekspertów.
Zbliżający się przemarsz prawicy przez Warszawę to dla narodowców cykliczna okazja do pokazania siły, a dla PiS pretekst, aby wykazać się radykalizmem, który ma pomóc kandydatowi tej partii w drugiej turze wyborów prezydenckich.
Przed kolejnymi obchodami Święta Niepodległości rozmawiamy o radykalizmie politycznym i toczącym się w jego cieniu wyścigu liderów skrajnej prawicy.
Wiele partii probuje dziś imitować skrajną prawicę, postulując znaczne zaostrzenie prawa azylowego, uderzając w jawnie antyimigranckie tony. Taka retoryka może być kusząca, ale to droga donikąd. Albo jeszcze gorzej: to droga do politycznego koszmaru – mówi austriacki socjolog Gerald Knaus.